Żegnaj 2018, witaj 2019. Piwne podSUMowanie roku.

Zawsze mam problem z rozpoczynaniem podsumowań rocznych. Jakże banalnie jest napisać, że był to niezwykły czas, obfitujący w ważne wydarzenia. Można do tego dorzucić, że zleciał nadspodziewanie szybko (to akurat szczera prawda) i już mamy piękny i oczywisty początek zamknięcia kolejnych 365 dni. Rok 2018 zasłużył jednak na spojrzenie z nieco innej strony, bez wyróżnień dla topowych piw, a raczej ze wskazaniem na wzloty i upadki branży.

podsumowanie 2018

Jeśli rzeczywiście miałbym wskazać piwa, które najbardziej smakowałoby mi w 2018, zdecydowanie wygrywałyby produkcje domowe. Niby nic dziwnego, ale miałem w trakcie roku wyjątkowe szczęście i szanse na skosztowanie naprawdę unikatowych produkcji, których część opisałem na blogu [Renifer I, Renifer 2, Hoppy Bear]. Piłem też mnóstwo świetnych pozycji komercyjnych, ale z każdym rokiem czerpię coraz mniejszą przyjemność z ich picia. Im dłużej tkwię w branży, tym z większym trudem podchodzę do degustacji czysto hedonistycznie.

Jest jednak parę trendów, które rzeczywiście zasługują na pozytywne wyróżnienie. Boom na segment bezalkoholowy, zarówno wśród małych rzemieślników, jak i dużych browarów regionalnych. Ta gałąź rozrosła się na tyle, że łatwo znaleźć wariację dopasowaną do siebie. I w dodatku nie trzeba daleko szukać. Równie korzystnie oceniam rozwój nurtu beczkowego, najbardziej cieszą mnie nieoczywiste interpretacje – nietypowe style czy unikalne drewno. Idziemy z tym w dobrym kierunku i burbon czy torf nie jest już jedynym rozwiązaniem. Podobnie z mocno chmielonymi piwami – zdolnie naśladujemy trendy i wzorce zagraniczne, co daje sporo dobrze wykonanych przykładów. Swoją robią międzynarodowe kooperacje.  Samostanowienie browarów, zbiórki i zrzutki to temat, który także zdobył moje uznanie.

Nieco mniej cieszy mnie podejście branży do wielu spraw. Przede wszystkim do siebie. Wzorem wielu innych gałęzi handlu i usług, wzajemne złośliwości coraz częściej przybierają formę gryzienia się po kostkach pod stołem. To ten nieco bardziej ukryty problem. Ten znacznie widoczniejszy to lekceważące podejście do konsumenta. Browary czasem już nie udają, że stoi za nimi jakaś większa idea, wciąż przekonują jednak że notorycznie wadliwe piwa są takie celowo. Dwa – trzy lata temu to bawiło jak wybryk. Dziś dziwi posypanie głowy popiołem bez zrzucania winy na rąbek spódnicy. Niestety, z drugiej strony także niektórzy koneserzy kraftu sprawiają wrażenie bezrefleksyjnych i często ich pretensje lub uwielbienie wynikają z niezrozumienia lub błędnych przekonań. Na szczęście świadomość konsumencka rośnie, czasem nawet za bardzo.

Co czeka nas w przyszłym roku? Przede wszystkim upadki, ale nie browarów – choć nie wykluczam, że kilka usunie się w cień (mam nawet swoje typy). Zamkną się puby i sklepy specjalistyczne, także te dobrze znane. To naturalne następstwo kształtowania się rynku i de facto już ma miejsce, czego przykładem są ostatnie tygodnie. Piwo rzemieślnicze zdrożeje jako produkt, raczej bez względu na styl. Koncerniaki nie powinny odczuć skoku cen surowców. Najwyższy czas na stworzenie brewpubów, to czekająca na zagospodarowanie nisza z wciąż niewielką liczbą reprezentantów w kraju. Z innej beczki – spodziewam się przetasowań w składach niektórych browarów – zarówno zmian pracowniczych, jak i właścicielskich.

Pozostało określenie trendów piwnych na 2019. W 2018 kiełkującym stylem było Brut IPA, ale nie uważam, by miało dalej podbijać rynek – raczej nie spełniło pokładanych nadziei. Dlatego nie zdziwi mnie więcej flandersów niż brutali w kolejnych miesiącach. Spodziewam się za to, że ktoś w końcu uwarzy komercyjnego stouta z sercem renifera, z całego (hehe) serca w to wierzę. Czekam również na kolejne nietypowe beczki – po niestandardowych dotąd alkoholach lub z regionalnych winnic tudzież maleńkich destylarni. USA kieruje się mocno w stronę mariażu piwa z winem, więc i my jeszcze bardziej ruszymy w tę stronę. Z resztą, sam w najbliższych dniach podejmę ten temat szerzej na blogu – w końcu mam za sobą podobny eksperyment.

Beergoszcz Wykład Chmielokracja

Jakim rokiem był 2018 dla mnie? Pracowitym i zabieganym, dlatego zleciał mi niezwykle szybko. Zacząłem kształtować bloga w kierunku, który najbardziej mi odpowiada. Skupiłem się na badaniach naukowych, które chodziły mi po głowie od dawna i zamierzam je rozbudowywać i kontynuować w przyszłym roku. Odwiedziłem kilka pubów i festiwali z wystąpieniami. Bardzo cieszę się, że mogłem opowiedzieć Wam Gorzką Prawdę o Goryczce. Na przyszły rok przygotowuję już nowe materiały – mam nadzieję, że spotkamy się ponownie w wielu miejscach i razem odkryjemy kolejne sekrety rzemiosła. Niezwykle cieszy mnie zawiązanie roku akcji #beeroffchallenge razem z Przystankiem Tleń i jestem dumny że mogłem w tym uczestniczyć. Najwięcej radości przyniosło mi stworzenie z Rzeką Piwa mojego pierwszego, komercyjnego kraftu – Bobrokracji. Nie zamierzam na tym poprzestać!

Dziękuję wszystkim zaangażowanym w rozwój branży. Browarom, a w szczególności Rzece Piwa i Przystankowi Tleń; organizatorom festiwali; mojej Alma Mater; twórcom kraftu, a nawet kolegom i koleżankom po fachu. I przede wszystkim Wam, czytelnikom. Miło czyta się zarówno dobre słowa, jak i konstruktywną krytykę. No cóż, zbliża się 800 słów artykułu – najwyższa pora na koniec gadania i branie się dalej do roboty. Żegnaj 2018, witaj 2019 i bądź nam rokiem najlepszym z możliwych!


Zobacz także:
Podsumowanie zeszłego roku
Najciekawsze dodatki przyszłości
Najgorsze polskie piwa: EDI / Domator / Mundialowe
TOP 10 piw mojego życia