Doctor Brew: podróż do krainy Legend

Ponoć jesienią tęsknota uderza najmocniej. Czasem wystarczy impuls, by powróciły wspomnienia sprzed wielu lat. Co w takim razie powiedzieć o nostalgicznej ofensywie zaserwowanej przez Doctor Brew? Oto, w serii Legend i pierwszy raz w puszkach, powracają klasyczne single hopy wrocławskich rzemieślników. Kinky Ale, Mosaic IPA i Engima. Trzy klasyki z wczesnych czasów piwnej rewolucji – czy i w jaki sposób udało się uchwycić ich aromat, smak i klimat?

Legendy - Doctor Brew

Wiele lat minęło od premier każdego z pierwowzorów, przypomnijmy, datowanych na 2014 i 2015r. i wiele zmieniło się nie tylko w Doctor Brew, ale i w samym krafcie. Single Hopy dawno nie są na świeczniku, a i słynne sypanie chmielu szuflą przeszło do porządku dziennego, zwłaszcza w kolejnych mnożnikach dry hoppingu. Niemniej, z przyjemnością przyjąłem fakt o powrocie DB do korzeni – przecież wspomniane piwa były jednymi z najgłośniejszych ówcześnie premier i (także dla mnie) stanowiły pewne kamienie milowe, jeśli chodzi o rozwój rzemiosła. Jak więc inaczej mogłem je zdegustować, niż w szklance pamiętającej tamte produkcje? Szkle w którym chyba każdy z protoplastów puszkowych reedycji był przeze mnie wówczas testowany…

Doctor Brew Kinky Ale

Nazwa: Kinky Ale
Browar: Doctor Brew
Styl: Single Hop IPA
Ekstrakt: 16% wag.
Alkohol: 6,2% obj.

Na pierwszy ogień idzie najstarsza z premier, czyli (można spokojnie tak powiedzieć) kultowe Kinky Ale. SH na HBC366 Equinoxie Ekuanocie. Złote, opalizujące – zmętnione, o jasnej, drobnej pianie. W aromacie na początek wybijają się nuty tropikalne, z papają czy też melonami. Dalej trochę czerwonych owoców, może lekka kwiatowość, którą często zauważam przy tym chmielu. Jest to wręcz słodki (słodkawy?) zapach. Jeśli moja pamięć nie szwankuje, a ostatnio ma się całkiem przyzwoicie, blisko temu pokręconemu ejlowi do oryginału. Goryczka jak najbardziej obecna, może nieco niższa niż ówcześnie (a może to kubki się przyzwyczaiły przez lata?). Całość raczej lekko słodkawa, z wyraźnie zaznaczoną, jasną słodowością. Przyjemne piwo.

Nazwa: Mosaic IPA
Browar: Doctor Brew
Styl: Single Hop IPA
Ekstrakt: 16% wag.
Alkohol: 6,2% obj.

Nie da się ukryć, że ta produkcja była jedną z pierwszych dla mnie (i chyba dla całego kraftu), wprowadzających do możliwości i profilu tak charakterystycznego chmielu, jakim jest Mosaic. I czuć to od pierwszego niucha. Nafta, białe owoce – winogrona i mityczne liczi – uświadczymy tu wszystko wpisane w kartę produktu u amerykańskich plantatorów. Całość, mimo identycznych parametrów na etykietach, dużo bardziej wytrawna od poprzednika. Można wręcz rzecz, że jest tu charakterystyczny crisp. Mniej też piany, niż w Kinky, ale w tym wypadku nie wpływa to na odbiór całości. Jako metr z serves niegdysiejszego HBC 369 wypada bardzo dobrze. W trakcie równoległej, potrójnej degustacji, zniknęło ze szkła najszybciej.

Nazwa: Enigma IPA
Browar: Doctor Brew
Styl: Single Hop IPA
Ekstrakt: 16% wag.
Alkohol: 6,2% obj.

O tym piwie w zasadzie powinienem móc powiedzieć najwięcej. Znalazło się ono nawet na blogu w zamierzchłym, 2015 roku. Tak, recenzja pierwotnej Enigmy wciąż wisi na stronie. Byłem wówczas świeżo po kursie sensorycznym i wszędzie (także tam) doszukiwałem się różnorakich wad. Tak czy owak, przyjemna to była produkcja. Tegoroczna inkarnacja wydaje mi się lepsza od poprzednika. Najbardziej mętna z tria i najbardziej intensywna z ekipy. Dużo tu melonów, papai, mango i sporo innych, mniej rozróżnialnych owoców tropikalnych. Jako, że przez lata stałem się sporym fanem tego australijskiego chmielu, trzecie piwo to bezwzględny faworyt zestawienia, zwłaszcza że całość wydaje się najbardziej zbalansowana z ekipy. Goryczka obecna, przyjemna.

Etykiety wpisują się w bardzo chwalebny nurt współpracy browarów rzemieślniczych z polskimi artystami. Opakowania Legend Doctor Brew zaprojektował Krzysztof Cichoń (nota bene podpisany na każdej puszce) i bez wątpienia zrobił dobrą robotę. Kojarzący się z muralami, czy też z graffiti w ogóle design, sprytnie nawiązuje do pierwotnych projektów, ale i wnosi indywidualny sznyt do całości. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę fakt faktury nadruków – niektóre napisy są lekko wypukłe. Całość czytelna, szczegółowe surowce i skład ogólny podane. Obyło się bez tak nierozłącznych z tamtymi czasami kraftu morskich opowieści. Puszki czarne, półlitrowe.

Doctor Brew, seria Legend

Jak udało mi się dowiedzieć, odpowiedzialni za dopracowanie receptur są Grzegorz Garniec i Tomek Czechowski, a samych piw na rynek trafił 6000 puszek, czyli 30 hektolitrów piw (każdego po 10hl). W domyśle, seria obejmować ma więcej flagowców Doktorów. I to mnie bardzo cieszy, bo po cichu liczę na obecność Hoppy Birthday w niedalekim czasie. To moje ulubione piwo od DB i jeden z najlepiej wspominanych przeze mnie kraftów z tamtego okresu. Jeżeli udało się odrodzić IPY, może także stout da się przywrócić do świetności.

Cieszę się z odbytej podróży w świat sentymentów. Głównie dlatego, że nie była ona jałowa i napędzana jedynie wspomnieniem tamtych czasów, a podparta właściwie zrobionymi piwesiami. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejne odsłony serii Legend. Sporo jest przecież pozycji, które DB z powodzeniem może odrodzić (choć umówmy się, dla mnie priorytet to wspomniane HB). Zachęcam więc Was do zaglądania do sklepów z kraftem – bo tam pojawiać się będzie legendarne portfolio i sprawdzenie samemu, jak wiele z dawnych lat mają w sobie nowości od Doktorów.


Artykuł powstał przy współpracy z browarem Doctor Brew


Polub i obserwuj nas w social media!
Facebook | Instagram