Three guys three barrels (2020) (Full HD)

Czekałem do trzech króli z recenzją piw od Trzech Kumpli tylko dla wątpliwego, numerycznego żartu. Umówmy się jednak, podarowanie beergeekowi (czyli mnie, przypominam że 3K wysłali mi piwa w prezencie) taki pozycji jak Fram i Brettonator tożsame jest z ówczesną wartością złota, kadzidła i mirry. Dwie potężne pozycje, leżakowane w beczkach po szlachetnych alkoholach, w tym jedna (w dodatku wymrażana) w dwóch. Nie mogłem odmówić sobie głębszej analizy obu tytułów – zwłaszcza że ponoć szturmem wdarły się do czołówki piw zeszłego roku.

Fram i Brettonator

Cóż mamy na świeczniku? Brettonator 2020, czyli ciemny, imperialny saison na brettach, leżakowany w beczce po Sherry Oloroso. Piwo powstało na wirtualną (niestety) edycję Beer Geek Madness Black and Sour w zeszłym roku. Drugi tytuł to prawdziwy ewenement. Fram, imperialny porter bałtyckim, nie dość że leżakowany w dwóch beczkach – po rumie z Jamajki i Barbadosu i bourbonie, to jeszcze wymrożony do zawrotnych 20% alkoholu. Jak chwalą się Trzej Kumple, na moment wypuszczenia na rynek było to najmocniejsze polskie piwo.

Brettonator

Nie chcąc paść przed końcem tej recenzji, zacząłem od Brettonatora. W parze z ciemną barwą idzie niemal całkowity brak piany. Aromat bardzo intensywny, dominują w nim różnorakie owoce. Sporo runa leśnego w akcentach malin, jeżyn, wiśni (czy wiśnie rosną w lesie?). Dalej suszone bakalie (a mogą być świeże?), daktyle, rodzynki, figi. Do tego nuty czerwonego wina i ciemnych winogron. Trochę siana, drewna. W smaku podobnie, do feerii owoców leśnych dochodzi lekka słodowość, może melasa – co nie zmienia faktu, że całość jest wytrawna jak powinna. Pyszne piwo, w dodatku raczej nie czuć tu alkoholu. Na Beer Geek Madness mogłoby być, jak to się mówi, hidden killerem.

Fram

Zgooglałem, co znaczy Fram. Ferroelektryczna pamięć o dostępie swobodnym to jedno, norweski statek arktyczny to drugie. Skoro po całej butelce ciężko może być o swobodny dostęp do pamięci, a słynna łajba pływała wśród lodowców – oczywista jest druga opcja. I faktycznie, pruje do przodu jak trójmasztowiec, niesione wiatrem sensorycznych doznań (nic bardziej pompatycznego nie przeczytacie w tym roku). Gęste, oleiste, jak brandy, porterówka – płaczące na szkło i pozbawione piany. W aromacie dzieje się sporo, poza dużą alkoholowością mamy bourbonowy kokos, karmel, wanilię. Dalej pochodne rumowe – melasa i cukier trzcinowy. Do tego dochodzi efekt pralin, czekolady deserowej i brownie. Ale takiego dobrego, nie na tonie sztucznych dodatków. W smaku czuć moc – aż zapiera dech. Do wanilii, melasy i pralinek dochodzi leciutki karmel i sporo suszonych owoców. Bardzo smaczne, złożone, ale piecze w język – do degustacji na łyżeczce będzie jak znalazł. Na pewno nie do picia w słoiku, ten mógłby potem pęknąć.

Tak rozpisałem się wyżej, że o etykietach wypada wspomnieć nieco skromniej. Są utrzymane w stylistyce znanej z pozycji Trzech Kumpli i w przeciwieństwie do normalniejszych piw, wydrukowane na bardziej surowym papierze. Sporo informacji zmieściło się na obu wydrukach, mamy choćby parametry, szeroki opis i, co warte odnotowania, informacja, że Fram leżakować może kilka lat. Nie zabrakło również znaczka Piwo Kraftowe PSBRu, którego browar jest członkiem (stowarzyszenia, nie symbolu). Kapsle brandowane.

Brettonator i Fram

Po raz kolejny, Browar Trzech Kumpli pokazał, że potrafi w mocne piwa. I choć Fram jest rzeczywiście spektakularny, to określiłbym go jako piwo panelowe – wskazane do picia łyczkami w małej ilości. Nie dziwi mnie sprzedaż w butelkach ledwie ćwierćlitrowych. Brettonator za to okazał się prawdziwą gwiazdą zestawienia. Bogaty, dobrze zbalansowany, intensywny – łączący w sobie świetny styl i świetny szlachetny alkohol. To co, jeszcze Trzej Kumple, czy może już Trzej Królowie? TAK ZROBIŁEM TO, JEST TEN ŻARCIK TAAAAK.


Recenzja powstała dzięki uprzejmości Browaru Trzech Kumpli


Polub i obserwuj nas w social media!
Facebook | Instagram