Atak Chmielu po latach wielu – dekada kraftu

Co można zrobić w ciągu 10 lat? Skończyć szkołę i studia, założyć rodzinę, zrobić karierę… Wariantów sporo, a czasu całkiem dużo. Można też rozpocząć rewolucję i sprawić, by stała się codziennością. To właśnie dekadę temu zrobił Browar PINTA. Jednym tytułem ruszył lawinę, która nie tylko zmieniła rynek piwny w kraju, dając początek nie tylko nowatorskiemu podejściu, ale i setkom nowych, rzemieślniczych browarów. Dekadę temu oficjalnej premiery doczekał Atak Chmielu. Dziś, przy okazji jubileuszu, warto spojrzeć jak zmieniło się samo piwo, browar i cały piwny świat.

Atak Chmielu

Historia powstania piwa jest powszechnie znana i opisana ostatnio przez mnogość kraftowych blogów. Ja chciałem pochylić się raczej nad tym, jak duże znaczenie miało pojawienie się piw rzemieślniczych, reprezentowanych przez Atak Chmielu. Nie sposób wyobrazić sobie, jak dziś wyglądałby rynek piwa czy pubów, gdyby rewolucja się nie odbyła. Dlatego na AC spoglądać można dziś nie jako na piwo, a jako symbol. Wręcz boską cząstkę, wprowadzającą w ruch wszechświat, jaki obecnie znamy. Może powstanie prawdziwego rzemiosła w ogóle by nie nastąpiło? Może nastąpiłoby dużo później, dzięki AleBrowarowi czy Artezanowi? Ciężko wyrokować – wtedy, w 2011, czas na działanie był optymalny, właściwy i podjęcie odważnych decyzji przez Grzegorza, Ziemka i Marka opłaciło się w pełni.

Wspomniałem o Ataku jako symbolu, ikonie – nawet bardziej idei samej w sobie, niż tylko produkcie. Wówczas reprezentował on wszystko, czego można oczekiwać, czego można szukać w rzemiośle. Był niezależnością, indywidualizmem, brakiem kompromisu. Reprezentował nie tylko chęć wolności – tak dla konsumenta, jak i producenta, ale także chęć działania pasję tworzenia. Tak, jak kultowe Punk IPA z brytyjskiego Brewdoga kilka lat wcześniej, był wyzwaniem rzuconym stagnacji, nudzie, powtarzalności. Był wyrazem nieuniknionych zmian, które prędzej czy później muszą nastąpić w każdej branży wcześniej dążącej do centralizacji pod znakiem fabryk i korporacji. Dziś patrzy się na idee niesione sztandarem kraftu dużo inaczej. Część z nich bawi, część śmieszy, część jest wciąż żywa. Ale nic nie zabierze tamtym dniom i tamtym momentom statusu znacznie bardziej istotnego, niż słowa artykułu z Wikipedii. To tylko dekada, ale myślę że po kolejnej będziemy przeżywać to jeszcze bardziej.

Atak Chmielu

Nie da się ukryć, że przez dziesięć lat, Atak Chmielu miewał i wzloty i upadki. Nowa warka jednak okazuje się jedną z najlepszych od dawna. PINTA z dużą dbałością podeszła do jubileuszowej edycji. Nie ma tu fałszywych nut – masła, karmelu, łodygi. Jest za to wyraźna baza słodowa back in the data – chlebowa, lekko nawet tostowa. Chmielowość żywiczna i ziołowa z nutą cytrusów i właściwą goryczką – nie szokującą jednak tak jak w 2011. Tęskniący za tradycją kraftu będą zadowoleni. Przy okazji, można bez strachu pokazać nowym adeptom arkan rzemiosła, jak to kiedyś było. Dalej to coś tak bardzo innego, niż eurolagery z koncernów. Z koncernów, które właśnie przez Atak Chmielu musiały zmienić, czy uzupełnić swoje nudne portfolio popłuczynami po ideach rzemieślniczych.

Zwykle, opisując etykiety, nie mam wielkiego pola do popisu – ot, tu taki i taki element, tam takie i takie informacje. Dziś jest inaczej. Nie dość, że PINTA uraczyła nas trzema przedstawieniami Ataku, to właśnie przeszła gruntowy rebranding. Pakiet ze pierwszym, najpopularniejszym i nowym designem opakowania spinają dekadę historii marki. O ile w przypadku „zwykłego” wariantu powiedziano chyba wszystko, warto zerknąć na prototypową wersję. Średnio czytelna, nieco niepoukładana, ale do bólu rzemieślnicza. Rysunek (a właściwie cała ich seria na debiutanckiej ekipie) można wspominać zdecydowanie dobrze i z nutką nostalgii. Dla tych, którzy kojarzą tylko współczesną Pintę, mogą być zaskoczeniem.

Atak Chmielu Box

Nie inaczej jest z nową etykietą, będąca pierwszym przedstawicielem jubileuszowego rebrandingu browaru. Postawiono na surowszy design, samego logo, jak i większą unifikację marki (zawsze chciałem coś takiego sam od siebie napisać i się udało, jeeej!). W mojej opinii – dobry ruch. Eksport, dotarcie do powszechnego odbiorcy proszą się dziś o uproszczenie przekazu marketingowego. Sam jestem fanem minimalizmu, więc taki ruch mi leży. Domyślam się, że wiele osób może kręcić nosem – raz z przyzwyczajenia, dwa – z przywiązania do tej kraftowości graficznej rzemieślniczych brandów. Zmiany jednak są nieuniknione i moim zdaniem idą w dobrym kierunku. Jedna z teorii dobrego designu marki mówi, że logo firmy jest dobre, gdy konsument umie je narysować. Nowa PINTA zdecydowanie jest prostsza do odwzorowania, niż poprzednio.

Najbardziej boli mnie w tym wszystkim, że wówczas w krafcie mnie nie było. Że nie stałem w kolejce do stoiska we Wrocławiu, nie wiedząc czego się mogę spodziewać. Choć w branżę wsiąkłem niespełna rok później (ach, ten RJ!), to odczuwam, że moje doświadczenia zawsze już pozostaną niekompletne. Byłem gdy powstawał AleBrowar, Doktorzy, Olimp z premierami w Toruniu, kupowałem pierwszego Imperatora i przeżyłem setki premier i otwarć. Wciąż jednak brakować mi będzie stania u progu rewolucji w dokładnym, jednym momencie jej narodzin. I tego zazdroszczę najbardziej i konsumentom, i całej ekipie założycielskiej Pinty. Tej legendy nigdy nikt im nie odbierze.


Swoją drogą, kilka lat temu nagrałem filmik na pintowy konkurs z okazji rocznicy AC i piwnej rewolucji. Nic nie wygrałem, ale dużo zabawy było przy kręceniu tego klipu i fabrykowaniu oryginalnej butelki Ataku na podstawie skanów z Internetu. Rzućcie okiem, może kiedyś przemieni się to w pełnoprawny materiał…


Polub i obserwuj nas w social media!
Facebook | Instagram