Stone IPA vs piwny ser z Herve. Intensywna konfrontacja

Dzisiejsi bohaterowie pojawili się w okolicznych sklepach niemal jednocześnie. Z jednej strony legenda amerykańskiego kraftu – Stone IPA w wersji warzonej w Berlinie. Z drugiej klasyczny ser Herve, produkowany z dodatkiem piwa. Wnioski nasunęły się same – takie pozycje zasługują na połączenie. Przed Wami intensywny, ostro – gorzki beerpairing. I najlepsze potwierdzenie, że klasyka wcale nie jest nudna.

Stone IPA vs Ser Herve

O ile ser Herve dostępny jest w najnowszej ofercie Lidla w całej Polsce, to ze Stone IPA sytuacja nie wyglądała tak różowo. Bywało w sklepach specjalistycznych oraz marketach Carrefour, jednak jak dotąd próżno było szukać tego piwa w Bydgoszczy i okolicach. Z radością przyjąłem więc fakt, że trafiło do oferty nowej placówki francuskiego molocha w mieście. Jak wcześniej wspomniałem – oczywiście jest to wersja warzona w filii w Berlinie. Edycję tę próbowałem już kilka razy i od pewnego czasu trzyma poziom. Jak jest w tym wypadku?

Nazwa: Stone IPA
Browar: Stone Brewing Berlin
Styl: AIPA
Alkohol: 6,9% obj.

Barwa złota, piana średnia i dość trwała. Aromat średnio intensywny, z dominującymi owocami tropikalnymi. Poza tym cytrusy, głównie grapefruit, limonka. W smaku podobnie. Słodkie tropiki, papaja. Obok cytrusy. Zbożowe tło. Całość dość wytrawna, ze średnią go wysokiej goryczką. Porządne. Wielkiego wrażenia nie robi, ale jest solidne. Dobrze, że po pierwszych niepowodzeniach, berlińskiemu oddziałowi udało się wyjść na prostą. 6/10

Ser Herve

Herve dostępny jest w ostatniej ofercie Lidla, razem z kilkoma innymi pozycjami z zagranicy. Co to właściwie takiego? To chroniony oznaczeniem unijnym, miękki ser wywodzący się z Belgii. Pokryty charakterystyczną, czerwonawą mazią. Wyróżnia się bardzo intensywnym zapachem i smakiem, spowodowanym pracą bakterii Brevibacterium. Leżakuje około 2 miesięcy i jest przemywany solanką. W tym wariancie jej miejsce zajmuje belgijskie piwo klasztorne. Jakie? Nie podano. Uraczono nas za to problemami z językiem polskim na etykiecie.

Po odwinięciu oczom ukazuje się czerwona, czy też pomarańczowa skórka, pokryta kleistą, barwną mazią. Zapach potwornie intensywny, bakteryjno – drożdżowy, pleśniowy. Z daleka kojarzy się ze śmieciami, brudnymi stopami. Po ukrojeniu kawałka ujawnia się miękki, jasnożółty miąższ. Aromat z bliska kojarzy się z orzeszkami, słodkimi fistaszkami, może słodem. Smak łagodniejszy, jeśli weźmiemy pod uwagę środek sera. Ten jest drożdżowo – śmietankowo – pleśniowy, z nutami orzechów, fistaszków, karmelu, może bakalii. Skórka za to bardzo słona, ostra, agresywna. Całość bardzo wyrazista. Zdecydowanie nie dla nieświadomych nowicjuszy. Dobrze, że jadłem Limburgera w młodości. Inaczej zraziłbym się do Herve już po odpakowaniu.

Jak w takim razie wypada wspólna degustacja? Jest dobrze. Piwo ujawnia więcej nut owocowych, wydaje się bardziej rześkie i łagodzi ostrość sera. Herve stał się bardziej kremowy, mniej agresywny. Goryczka dobrze przełamuje całość. Zdecydowanie warto łączyć pleśniaki czy dojrzewające z AIPA (i innymi, intensywnie chmielonymi stylami). Widziałbym tu także belgijską klasykę – dubbla lub quada. Próbowałem podobnych konfiguracji i wypadły obiecująco. Z całą pewnością mogę polecić piwny ser z Herve. Jeśli oczywiście nie boicie się wyzwań. Na szczęście Stone IPA nie wymaga tyle odwagi.