Posted on 26 marca, 2017
Browar Artezan: Samiec Alfa 2016, czyli ofiara polowania
O tym piwie mówiło (i nadal mówi) się dużo i głośno. Limitowane, wypuszczone na rynek w liczbie 2000 butelek, stało się łakomym kąskiem nie tylko dla wielbicieli kraftu, ale i spekulantów. Samiec Alfa 2016 – russian imperial stout leżakowany w beczkach po burbonie. Czy faktycznie jest tak wybitny, jak jego poprzednia wersja i wart każdych pieniędzy, czy okazuje się ofiarą zbyt dużych oczekiwań i niepotrzebnie nakręcanej atmosfery w środowisku? Okazję, by to sprawdzić miałem podczas panelu degustacyjnego w bydgoskim Prolog9, w której Samiec pojawił się jako piwo – niespodzianka.
Nie będzie to jednak typowa recenzja, bo takich sporo już w Internecie. Jedni wychwalają aromat, inni krytykują całościowy odbiór, jeszcze inni starają się znaleźć złoty środek. Siebie umieściłbym pewnie w trzeciej grupie, choć przez wspomnienia wersji z 2015 roku, podchodziłem do nowej warki ze zwiększonymi oczekiwaniami. Z drugiej strony, degustacja odbywała się w terminie, w którym znałem już narzekania części środowiska. Pozostało spróbować i przekonać się samemu.
Samiec Alfa 2016 jest dobry. I właściwie tyle. Jest solidnym, poprawnym RISem BA, zawierającym wszystkie składowe odpowiednie dla stylu. Dużo beczki – z kokosem, wanilią, drewnem. Paloność, czekolada, ciemne owoce. Trochę zbyt wiele tanin, przez co zaburza się odbiór piwa, a lekka cierpkość przełamuje gładką, oleistą fakturę. Nie przeszkadza to jednak na tyle, by odrzucić od degustacji, choć jest delikatnym sprowadzeniem na ziemię.
Dlaczego? Bo pozwala otrząsnąć się z otoczki, kreującej rodzime piwa na nektary bogów, przez którą trunki i rynek cierpią. Rozwijająca się scena wzbudza apetyty, tworząc niebotyczne wręcz oczekiwania, trudne (jak nie niemożliwe) do spełnienia. Zaczynamy zbyt wiele wymagać od dobrych piw, a one zaczynają wydawać się średnie. Samiec Alfa pokazuje też, że ciężko powtórzyć sukces swojego pierwowzoru, a każde odchylenie od perfekcji może być traktowane jako porażka. Niepotrzebnie.
Wystarczy trochę zdrowego rozsądku (czyli znowu to samo), a będziemy mogli cieszyć się piwami bez względu na ich pozycjonowanie na rynku. Dobrze, że nie poddałem się nagonce, bieganiu od sklepu do sklepu i zaspokoiłem ciekawość próbką degustacyjną. Mam nadzieję, że z czasem ta gonitwa się uspokoi i wierzę, że zyskają na tym tak wielbiciele piwa, jak i same browary.