Oktoberfest – daleko od piwa

Oktoberfest na całym świecie jest symbolem piwnego święta. Coroczna fiesta w Monachium przyciąga niezmiennie miliony turystów. Ciężko jednak patrzeć na nią inaczej, niż komercyjny odpust, daleki od promocji kultury picia. Przyczyn należy szukać jednak gdzie indziej, niż w falbanach kelnerek i kieszeniach skórzanych spodni. Prawdziwym problemem jest samo piwo. Zwłaszcza, gdy porówna się je z produkcjami dalekimi od bawarskiej stolicy.

Oktoberfest Piwo

Nie zamierzam tu przywoływać szczegółowej historii samego festynu, gdyż o tym powiedziano już wszystko, ale by zrozumieć istotę problemu, trzeba zagłębić się w tradycje piwa, pitego na Oktoberfest. Pierwotnie były to Marzeny (marcowe), warzone z początkiem wiosny z resztek słodów, a następnie leżakowane do jesieni. Cechowała je wyraźna słodowość, nieco ciemniejszy, bursztynowy kolor, lekko podwyższona zawartość alkoholu i dość pełny smak. Z czasem jednak zaczęto odchodzić od klasyki. Dziś, jedyne co obecne Oktoberfestbier (bo tak się je tytułuje) ma wspólnego z pierwotnym style, to zgodność z Prawem Czystości.

OKtoberfest - plener

Jedynie 6 browarów ma przywilej tytułować swoje piwa jako Oktoberfestbier. To ci sami producenci, którzy dzierżą tę możliwość od początków imprezy. Są to: Augustiner, Hacker – Pschorr, Hofbräu, Löwenbräu, Paulaner i Spaten – Franziskaner. Każdy z nich pochwalić się mógł przed laty wzorowymi marzenami. Co z tego, gdy obecnie ciężko o bardziej nijakie piwska, niż te tworzone przez nich na festyn. Odzwierciedla to oczywiście komercjalizację branży piwnej i dominację jasnych, bezsmakowych lagerów, do których dziś właśnie należą tytułowe pozycje.

Oktoberfest Bier

 W ostatnich latach polowałem na te oficjalne tytuły i udało mi się spróbować 2/3 z nich. Tak, jak mogłem się spodziewać – żadne z testowanych piw nie spełniło pokładanych oczekiwań. Żadnemu nie udało się spełnić nawet bazowych założeń stylu. Jasna barwa, brak ciała i wysokie, nieprzyjemne wysycenie – ciężko je odróżnić od eurolagerów, także tych polskich. Jedyne, co może zwracać uwagę, to zgodne z założeniami 6% alkoholu. I sporadycznie występujące wady – a to utlenienie, a to metaliczność, a to aldehyd. Dość powiedzieć, że nie wszystkie dałem radę dopić i żałowałem każdej wydanej złotówki.

Oktoberfest Tent

Nie dziwi mnie w żadnym stopniu, jak niski poziom reprezentuje sobą Oktoberfestbier. To najoczywistszy, najbardziej szczery przykład tego, że a) piwo ma dostarczać alkoholu a nie smakować b) ważny jest marketing, a nie faktyczna jakość c) tradycja służy dziś jako powód do degrengolady, a nie staje się przyczynkiem do rozwoju. W całej tej galerii wydmuszek najsmutniejszy jest fakt, że nadal przedstawia się Oktoberfest jako wzorzec piwnej imprezy (którą jest w połowie), a Oktoberfestbier jako wyznacznik prawdziwego piwa (którą, jak ustaliśmy nie jest dobre 70 lat). Jak potężną, spaczoną bańką jest całe przedsięwzięcie widać zwłaszcza, gdy zerknie się na Festbier produkowane bez imprezowej licencji na terenie Niemiec. Praktycznie każde z nich okazuje się dobrą interpretacją stylu i niezłym piwem w ogóle. Mogę to jednak powiedzieć jedynie na podstawie wypowiedzi i recenzji zachodnich sąsiadów i turystów.

Oktoberfest Party

Co innego z piwami marcowymi, produkowanymi w Polsce. Jest ich bardzo mało, ale miałem okazję próbować sporą część z nich. I każde można postawić co najmniej półkę wyżej, niż koncerniaki na Oktoberfest (tak, koncerniaki – niektóre oficjalki wytwarza choćby AB InBev). Tenczynek, Amber, Kormoran – wszyscy przynajmniej poprawnie podołali interpretacji niemieckiego stylu. Nie mówiąc już o malutkich browarach rzemieślniczych, czy też restauracyjnych. Choć zdarzają się takie niechlubne pomyłki, jak Fest Oktober z Browaru Pinta. Ostatnio – jako wyzwanie, rzucone monachijskiej nijakości, na rynek trafiła pozycja z Browaru Tumskiego i to właśnie ona stała się napędem tego artykułu. Zobaczcie, jak poradzili sobie w Płocku.

Tumski Oktoberfest

Nazwa: Oktoberfestbier
Browar: Tumski
Styl: Festbier/Marcowe
Ekstrakt: 13,8% wag.
Alkohol: 6% obj.

Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel, drożdże. Uwarzone z zachowaniem Niemieckiego Prawa Czystości


Temperatura degustacji: 9°C
Kolor: ciemny bursztyn, piwo klarowne
Piana:
średnia, oblepiająca szkło
Aromat:
chleb z rumianą skórką, melanoidyny. Bardzo wyraźna słodowość, zbożowość. Odrobina chmielu kontynentalnego. Brak nut niepożądanych
Smak:
przyjemnie chlebowe, z przypieczoną skórką, dominującą słodowością. Chmiel minimalnie wyczuwalny na drugim planie
Goryczka:
niska, przyjemna, klasyczna
Całość:
bardzo dobrze oddaje istotę stylu – jest łatwym i przyjemnym piwem do wypicia, ale absolutnie nie pustym. Dobra robota!


Tumski Oktoberfest Etykieta

Tu też bez zaskoczenia – Browar Tumski zaserwował właściwego marzena, spełniając wszystkie założenia stylu. Takie rzemiosło to ja rozumiem i taki rzemiosło to ja szanuję. Ponadto, uważam że marcowe to styl warty picia jako piwo niezobowiązujące – jest dużo ciekawsze od jasnego pełnego, a nie tak męczące jak koźlak. Sam chętnie sięgam po nie, kiedy tylko jest okazja – czy z okazji premiery, czy pobytu w jakimś broreście. Mam nadzieję, że nie jestem jedyny w Polsce.

A ten nieszczęsny Oktoberfest? Tegoroczny dobiegł właśnie końca, a za rok czeka nas powtórka z rozrywki. Niech sobie jest, niech funkcjonuje jako żywa hybryda skansenu z Disneylandem. Gdyby tylko częściej dało się pokazywać, że to nie wysoka kultura piwa, a zachodnia wariacja na temat popijawy w remizie. Jeśli ktoś namówi Was kiedyś na oficjalne Oktoberfestbier, nie traćcie na to ani czasu, ani pieniędzy – ja zrobiłem to za Was. Marcowego nie trzeba się za to bać. Mówię to zarówno do konsumentów, jak i browarów.


Dziękuję za przekazanie piwa do recenzji, po tych niemieckich wynalazkach smakowało podwójnie