Gryf przyleciał do Tczewa – relacja z premiery

Tczew pochwalić się może tradycją piwowarską trwającą kilkaset lat. Tradycją przerwaną w XX wieku i dziś już nieco zapomnianą. Tradycją, która właśnie przywracana jest do łask dzięki lokalnej współpracy. Wolny Browar Tczewski połączył siły z hurtownią Chmielove i Browarem Czarna Owca, tworząc lagera o nazwie Gryf. Jak wypadła premiera napoju oraz co sprawia, że jest on rzeczywiście produktem regionalnym, zobaczycie w dzisiejszej relacji.

Pomysły, by przywrócić piwo pomorskiemu miastu, pojawiły się kilka lat temu. Zawiązano wówczas domowy Wolny Browar Tczewski, na którego czele stanął Łukasz Brządkowski. W trakcie działalności powstało w nim kilkadziesiąt warek, nawiązujących stylem lub tytułem di kultury Tczewa i regionu. Niedawno inicjatywa nawiązała współpracę z lokalną hurtownią Chmielove, na skutek czego piwowar WBT uwarzył w Czarnej Owcy piwo Gryf. Choć nazwa odnosi się do dawnej tczewskiej pozycji, jest to nowofalowa interpretacja lagera, nachmielona odmianami amerykańskimi. Premiera odbyła się 11 maja w pubie Warsztatowa.

Początkom imprezy towarzyszyły opady deszczu. Nie przeszkodziło to jednak sporej liczbie odwiedzających. Zebrani w Sali (oraz stojący w kolejce na podwórzu), wysłuchali ekipy WBT i hurtowni, opowiadających o szczegółach współpracy, historii piwowarstwa w Tczewie i sekretach piwa Gryf. Ja również miałem okazję dorzucić swoje trzy grosze i wspomnieć o akcji #beeroffchallenge. Po wprowadzeniu, premiera polała się z kranów i butelek. Powiedzieć, że zainteresowanie było P O T Ę Ż N E to nic nie powiedzieć. W toku wydarzenia zeszło ponad 10 kegów (300 litrów) i 1000 butelek. Dawno nie widziałem takich tłumów na niefestiwalowym evencie. Większe miasta mogą pozazdrości Tczewowi frekwencji.

WBT Gryf

Jak wypada sam Gryf? Dobrze. Tak jak powinien – lekki, rześki, pijalny. Jasna barwa i mętność przywodzą na myśl NEIPĘ. Nie zabrakło tu jednak lagerowego profilu, wspartego przez amerykańskie chmiele. Są tropiki, ziołowość i nieco kwiatów. Goryczka niska, cytrusowa. Sądzę, że w upalne dni na tczewskiej starówce wypadnie idealnie. Podobno sprawdza się przy koszeniu trawnika. Nie mam okazji spróbować, ale jestem skłonny się zgodzić. W kategorii piw regionalnych zdecydowanie się wyróżnia.

No właśnie, jak to jest z tą regionalnością? Wiele razy w Polsce bywało (i nadal bywa) tak, że powstają piwa udające wyroby lokalne. Wytwarza się je na masową skalę w pewnych dużych browarach w kraju, nakleja na to samo różne etykiety (Zakopiańskie, Łebskie itp.) i rozsyła na miejsce, gdzie cwani dystrybutorzy wciskają bajki o pochodzeniu. Tu jednak jest inaczej – Wolny Browar Tczewski istnieje, a jego piwowar – Łukasz Kortas, sam opracował recepturę i osobiście uwarzył piwo na terenie Czarnej Owcy. Zakładu, oddalonego ledwie o 30 kilometrów od Tczewa. Miejsce powstania nie jest tajemnicą i zostało otwarcie przedstawione uczestnikom premiery. Sprawia to, że Gryf odróżnia się od masowych klonów. Oprócz jakości, broni się szczerością. Stoi za nim prawdziwa praktyka, a nie tabelki w Excelu.

Nie pozostaje mi nic innego, jak przyglądać się dalej pomorskiej inicjatywie. Przecieki mówią, że Gryf doczeka się następcy na lato. Ogromne zainteresowanie dobrze rokuje na przyszłość – w trakcie premiery zeszło mnóstwo pierwszej warki, a po dwóch dniach wyprzedała się CAŁA partia. WBT dostaje mój kredyt zaufania – chciałbym, żeby regionalne projekty piwne wyglądały w podobny sposób. Kto wie – może za kilka lat do Tczewa powróci także stacjonarny browar.


Dziękuję ekipie Wolnego Browaru Tczewskiego za wsparcie akcji BeerOff Challenge