Updated on 3 maja, 2016
Bractwo Fordońskie, czyli ściema regionalna
Integracja i poczucie więzi z regionem widać bardzo wyraźnie na przykładzie takich miejsc jak Fordon. Niegdyś osobne miasteczko, w 1973 roku stało się dzielnicą Bydgoszczy. Lokalna tożsamość przetrwała jednak w jego mieszkańcach, którzy do dziś mówią jesteśmy z Fordonu, jesteśmy Fordoniakami, a kolejne, coraz młodsze pokolenia również hołdują tej zasadzie. I nie trzeba było długo czekać, żeby ktoś próbował na tym zarobić. Na rynku pojawiło się Bractwo Fordońskie – piwo, które wpisuje się w nurt regionalnych ściem, żerując na emocjach i nieświadomości klientów.
Na każdym kroku możemy spotkać produkty, poszywające się w mniejszym lub większym stopniu pod regionalne. I nie mówię tu o oczywistościach, jak oscypki nad Bałtykiem, prędzej myślę o chińskich mieczykach i breloczkach z herbem miasta, stylizowanych na lokalne rękodzieła. Podobne przypadki można mnożyć, także na rynkach kulinarnych – od regionalnej kuchni z mikrofali i smalczyków przepasanych ludową wstążeczką, aż po rozmaite alkohole.
Szczególnie ma się sprawa w przypadku piw, które przecież w dużym stopniu bazują na regionalnym pochodzeniu (jak choćby olsztyński Browar Kormoran, posiadający znak Dziedzictwa Kulinarnego Warmii i Mazur). Niestety, bardzo często (zwłaszcza ostatnio) zdarza się, że piwa produkowane globalnie przez dość duże, ogólnopolskie browary jawnie poszywają się pod już istniejące lokalnie produkty, Zwykle kończy się to jednak napiętnowaniem oszustów (jak w przypadku Sopockiego Browaru, udającego regionalny Browar Miejski Sopot).
W innym wypadki (korzystając z istniejącej niszy) producenci próbują zająć miejsce na małym, regionalnym rynku, sugerując regionalne pochodzenie. I tak jest też tutaj – Bractwo Fordońskie uwarzono w Browarze Fuhrmann w Połczynie – Zdroju, w którego ofercie najpopularniejsze jest chyba piwo Połczyńskie (wraz z wariantami) i cała seria tanich produktów do marketów, jak choćby budżetowy Romper. Szczególną działalnością browaru jest jednak tworzenie pseudo lokalnych marek, które w istocie są wariacjami na temat flagowego Połczyńskiego. Mamy Mazurskie, Kołobrzeskie, Podlaskie… Wszystkie niby regionalne, różniące się na dobrą sprawę etykietami. Wszystkie warzone w Połczynie, często w porozumieniu i na zamówienie lokalnych hurtowni piwa.
Bractwo Fordońskie powstało w ten sam sposób. Za ekspansją piwa w Bydgoszczy i okolicach stoi hurtownia Kujawianka Inter, mieszcząca się na obrzeżach Fordonu. Pamiętam ją jeszcze sprzed paru lat, kiedy to grając w kosza na pobliskim boisku obrywałem światłem odbitym od stojących na podwórzu firmy butelek pełnych popularnych, koncernowych piw. Przygotowując się do artykułu przeszedłem się sprawdzić, czy coś się zmieniło – firma stoi jak stała, a butelki świecą jak świeciły. Szkoda, że w przeciwieństwie do nich, hurtownia odpowiada za wciskanie ciemnoty klientom. Nie twierdzę, że właściciele wmawiają Fordoniakom, że piwo powstało na terenie dzielnicy, jednak wystarczy przeczytać ostatni wywiad, zamieszczony na poczytnym portalu Metropolia Bydgoska, by przekonać się, że ściema goni ściemę.
W tekście czytamy:
Fordon jest dziś częścią Bydgoszczy. Fordoniacy zostali zaanektowani do grona bydgoszczan, dlatego lubią czuć się odrębną społecznością. Z myślą o nich właśnie powstało piwo Bractwo Fordońskie. By mieli coś swojego, lokalnego, spajającego, bratającego – z czym mogliby się utożsamiać.
W rzeczywistości działa już kilka inicjatyw (także piwowarskich), które mają spajać mieszkańców Fordonu i odwoływać się do lokalnej tożsamości.
A jest to potężna społeczność. Nawet o wiele mniejsze miejscowości mają prawo ubiegać się o swoje lokalne piwo. Jest więc Kołobrzeskie, Łebskie. Dlaczego nie miałoby być Fordońskie? – wspominają Łukasz Borkowski i Rafał Dolata, szefowie Kujawianki Inter sp. z o.o. w Bydgoszczy-Fordonie. – I choć pomysł piwa fordońskiego nie dawał nam spokoju dużo wcześniej, to właśnie dzięki odwiedzinom prezesa browaru Fuhrmann z Połczyna-Zdroju idea piwa Bractwo Fordońskie nabrała realnego kształtu.
Szkoda, że wspomniane piwa to gówno, a nie regionalne produkty. Takie Łebskie całkiem niedawno było przedmiotem afery, właśnie o podszywanie się pod produkt lokalny, a w środowisku piwnym zarówno firma zamawiająca je, jak i producent, Browar Witnica spotkać się musieli z lawiną krytycznych uwag. Tak czy owak, wyczekiwany pomysł na biznes się pojawił, a zawsze chętny Browar Fuhrmann dopisał sobie do listy nową nazwę na produkowane już piwa. Dalej czytamy:
Browar przygotował kilka wersji: bractwo mocne, bractwo smakowe, słodowe, podwójnie i potrójnie chmielone. Wybrane zostało jasne pełne, o kolorze złocistym, lager typu pilzner, na bazie słodu jęczmiennego czeskiego i polskiego, o smaku lekko goryczkowym i słabo pieniące się.
Warto zauważyć, że każde z wymienionych tu piw ma swój odpowiednik w Połczyńskim. Czy rozmowa wyglądała tak: Dobra, to dla którego robimy nową etykietę?
Każda nowa partia Bractwa Fordońskiego rozlewana jest co trzy tygodnie. Około 20 tysięcy butelek. Wiąże się to nie tyle z mocami przerobowymi niewielkiego browaru, co ze skrupulatnym trzymaniem się przezeń technologii, z długością procesu fermentacji, metodami warzenia. Tam nie idzie się na skróty, nie patrzy na ilość, nie stosuje chemicznych przyspieszaczy i innych substytutów. Piwo jest w stu procentach piwem.
I tak wszystko jest skomputeryzowane. Darujmy sobie te gadki o skrupulatności warzenia, czystości składu itp. Ważny jest efekt finalny, jeśli już mamy odnosić się do jakości piwa. Ale o tym za chwilę.
Pierwsze rozlanie Bractwa Fordońskiego miało miejsce ósmego marca. Sprzedała się cała partia. Skoro się sprzedało co do jednego – pewnie się przyjęło. No bo piwo ani nie jest byle jakie, ani byle jak nie wygląda! Butelka na styl premium, ze staniolem, czyli tzw. „pozłotkiem”, ładnie wyglądająca etykieta przedstawiającą to, co najbardziej kojarzy się z Fordonem – stary most na Wiśle. No i cena. Niewygórowana. Kolejny rozlew to „świeżynka” – z 29 marca.
I to by była jedyna rzecz, która wspólna jest z Fordonem w tym (pardon, na tym) piwie: Etykieta. Kwestię ceny pomijam, Połczyńskie kosztuje podobnie. Przynajmniej nie ma windowania kwoty do tych znanych z różnych ludowych jarmarków.
Śledząc reakcje klientów, widoczne na przykład na forach społecznościowych, odnosimy wrażenie, że nasze Bractwo daje się lubić – nie ma, póki co, głosów krytycznych, nieżyczliwych. To nas bardzo cieszy, bo Bractwo Fordońskie, to nie tylko piwo, to także inicjatywa lokalna, część tej małej ojczyzny, jaką jest Fordon, a być może jedna ze składowych lokalnego patriotyzmu – zauważa Łukasz Borkowski.
Nie. To po prostu pomysł na biznes. Ohydna, wyrachowana taktyka obliczona na zarobek na uczciwych i zaangażowanych terytorialnie mieszkańcach Fordonu. Piwo specjalnie dla nich? Inicjatywa lokalna? Nie, to ściema w żywe oczy.
Inicjatywą lokalną jest Browar Fordon, która jak na razie jest połączeniem domowego browaru z działalnością społeczną mieszkańców Fordonu – Patryka i Rafała. Warto wspomnieć, że zamierzają oni wykorzystać fordoński chmiel do produkcji swoich piw. Można? Można! To jest prawdziwa inicjatywa, a nie mydlenie oczu bezwartościowym chłamem, który nie ma nic wspólnego z dawnym, nadwiślańskim miasteczkiem i jego mieszkańcami, surowcami, nawet historią.
Zwłaszcza, że mamy znów w Bydgoszczy browar z prawdziwego zdarzenia, prowadzony przez mieszkańca miasta (nota bene związanego kiedyś z Fordonem). Myślę o Kujawskim Browarze Regionalnym Osowa Góra, którego produkcje powstają na przeciwległym końcu Bydgoszczy i odwołują się do regionu (jak choćby piwo typu Pils – Bydgoskie Sesyjne). To działalność prawdziwie lokalna, która zasługuje na wsparcie. A że piwa droższe niż takie Fordońskie? Cóż, to prawdziwe rzemieślnictwo i ręczna robota, a sam piwowar – Piotr Andres odpowiada za produkcję i dogląda wszystkich procesów.
Wróćmy jednak do Bractwa Fordońskiego – jak prezentuje się samo piwo? Nie wymagałem od niego zbyt wiele, ale i tak się zawiodłem. W aromacie czuć wady, wynikające z błędów w procesie produkcji, które jednak nie dostrzega się na co dzień, gdy się ich nie szuka. Myślę choćby o delikatnym zapachu siarki czy obecności kwasu masłowego. A smak? Trzeba postarać się, by piwo nie smakowało prawie za niczym i było zbliżone do wody, a Bractwo Fordońskie jest jednym z najbardziej wodnych (i wodnistych z resztą) piw jakie próbowałem. Brakuje goryczki i zbożowego charakteru, które powinny się pojawić. W mojej skali to jakieś 2,5 punktu na 10 możliwych. Tym bardziej dziwi fakt, że jednak Fordoniacy i mieszkańcy Bydgoszczy oraz okolic dają się zwieść jego wątpliwej magii. Sporą rolę mogła odegrać dystrybucja, bo piwo najpierw trafiło (a jakże inaczej) do sklepików Fordonie, dopiero później pojawiło się w większych marketach. Wiem, że cena jest tu kluczowa i okazyjna, ale za 2 złote z hakiem lepiej już sięgnąć po produkcje z nakielskiego Krajana, także piwo o nazwie Bydgoskie, do którego jednak nie dorabia się żadnej większej ideologii, a jednak pochodzi z regionu.
Od siebie życzę mieszkańcom Fordonu i Bydgoszczy, by wybierali mądrze i nie dali się nabrać na słodkie gadki o lokalnej przynależności. Nie zawsze to, o czym mówi się, że jest Nasze takie właściwie jest. Browarowi Fuhrmann i bydgoskiej hurtowni życzę z kolei, by żądza zysku nie przysłoniła im strony etycznej przedsięwzięć. Mam nadzieję, że na to nie jest jeszcze zbyt późno.
Inna, przykładowa piwna ściema:
http://piwolucja.pl/felietony/gdanskie-lebski-browar-marketingowa-sciema/