PTP 2021’s beerzarre adventure

Nie wiedziałem od czego zacząć. To zdanie tyczy się zarówno pisania tego tekstu, jak i zabawny na Poznańskich Targach Piwnych. Pierwszego nie robiłem od dawna, drugie – od dawna do kwadratu. Każde oczekiwanie ma swój kres, więc wreszcie mogę dziś dzielić się spisanymi wspomnieniami z PTP 2021*. Szczerze? Nie mogłem doczekać się choć małego powiewu  normalności. A dostałem dużo, dużo więcej.

PTP 2021

Wielu z Was z pewnością wie, jak dużą sympatią obdarzam Poznańskie Targi Piwne. Od kilku lat jestem regularnym bywalcem, raz tylko pokonała mnie choroba. Uwielbiam tam wracać, a zarówno forma, jak i atmosfera imprezy odpowiada mi w 200%. W tym roku w końcu udało nam się wybrać na PTP we dwójkę z Nelą, w związku z tym mogę rozwiązać zastrzeżenie jednego z czytelników. Ponoć na Chmielokracji jest za mało mnie, jak na blog osobisty. No to teraz wszędzie męczyć Was będzie, niczym u Jacka Malczewskiego, moja morda.

Arizona PTP 2021

Mniaaaam!

Skoro, nie wiedziałem od czego zacząć przygodę w znajomej mi hali MTP, staropoznańskim sposobem udałem się na badanie jaj, organizowane tradycyjnie przez Movember. Okazało się, że wszystko w porządku, więc spokojnie mogłem cieszyć się dobrymi piwami. Wiedziony jednak wilczym głodem (wszak było popołudnie, a za mną trasa i kilka godzin pracy) pochłonąłem pastrami z Arizony. Soczyste, świetnie dopełnione kapustą i cheddarem. Nela wybrała pad thai z tofu od Wokgangu, z tego co posmakowałem, również bardzo udany. Nie pozostało nic innego, jak ruszyć w bój między piwnymi stoiskami. I nie mam na myśli wrestlingu, którego pokazy również mogliśmy oglądać. Swoją drogą, jadłem też frytki z FrytTraku, smaczne, chrupiące, fajniutkie.

Jak bloger pisze do browaru „chętnie przytulę wasze piwo”, to właśnie o to mu chodzi

Wiem, że wszyscy czekają najbardziej na recenzję szto… frykasa od Fortuny. Trunek o chwytliwej nazwie Komes Wymrażany Porter Bałtycki Double BA z kawą BA, serwowany prosto z dębowej beczki był nie tylko ewenementem i zjawiskiem na terenie samego PTP, ale i w skali polskiego piwowarstwa. Raz, że tworzono go trzy lata, dwa – powstał w bardzo złożony sposób i z wielu składników. Trzy, jego parametry nawet dziś mogą zaskakiwać na naszej scenie. 55° Plato i 21% alkoholu? Toż to prawie Jopenbier! Czy Komes WPBDBAKBA spełnił grube oczekiwania? No ba!(sic!) Jest tak pyszny że robi to samo, co sosy z najostrzejszych papryczek, tylko metaforycznie. Olej deserowy, likier, krem czekoladowy, kawa, cytrusy, kokos, melasa. Tak gęsty, mocny i esencjonalny, że trzeba pić (czyt. Degustować) po kropelce. Fantastyczna rzecz, do pełni szczęścia brakowało mi dedykowanego szkła. Niestety, wyszło pierwszego dnia.

Nie bez powodu polskie chmiele mają bardziej imiona niż nazwy

Na orzeźwienie musiałem wypić coś lżejszego, więc poszliśmy do moich kolegów z sąsiedztwa, aka Rzeki Piwa. Nie mogłem się zdecydować na jedno piwo, więc skosztowałem praktycznie wszystkich. Od Wyszogrodzkiego Pilsa, przez Mango IPA, aż po widoczne na fotce DDH Polish NEIPA. Mój hehe stosunek (your next line is: „myślałem że w tym wieku jest się bardziej dojrzałym”) do polskich chmieli i tego piwa zdjęcie oddaje w pełni. Żółte owocki, kwiatki, zielona ziołowość. No kurcze, aż bym sobie coś uwarzył na polskich odmianach. Dobrze, że za dwa dni akurat będę miał okazję. Tak orzeźwiony, mogłem ruszać w dalszą drogę.

Nie piłem chyba jeszcze nic z Browaru Stargard, bo w samym Stargardzie niestety nie bywam. Kiedy jednak, jakiś szewc-listonosz, przekazał mi pocztą pantoflową pozytywną opinię o tym piwie, musiałem skosztować. Orkiszowe Morela/Marakuja jest jak Stefan Siarzewski. Bynajmniej nie chodzi, o obecność siary (piwo jest wzorowe), a fakt, że słysząc nazwę, wiesz że wszystko jasne. Owocki dominują, orkisz nadaje kremowości i gładkości. Doprawdy pychota, mógłbym w upał pić litrami, a głupi wziąłem tylko 0,3. Swoją drogą, w końcu nabyłem na własność legendarny PTPowski nonic. Lepiej późno niż wcale. A do Stargardu się musze w końcu wybrać, jeśli wszystkie piwa są tak zacne.

Zacne za to nie było stoisko Kompanii Piwowarskiej, a właściwie jego zawartość. Jeden z segmentów tej koncernowej kolubryny serwował za darmo nowości bezalkoholowe. Tak, piwa free były za free, to właśnie chciałem powiedzieć. Przy okazji, faktycznie były rzeczą absolutnie najgorszą, z jaką obcowaliśmy na festiwalu, wygrywając i z kontrolą ochrony, i z kolejką do toalety. Lech Chmiele Cytrusowe to wyrób dla koneserów oranżady Hellena. Choć nawiązując do tego imienia, jest to prawdziwy koń trojański imprezy. Smakuje jak tani, estrowy aromat tutti-frutti. Nie wiem, czy to kwestia dodatku jakiegoś smaczydła, czy jakichś wad fermentacji. Dość powiedzieć, że wolałbym codziennie pić zwykłego Lecha Free, niż jeszcze raz tę wersję. Lech Free Pomelo Grapefruit równie niesmaczny. Wszystkie syropki smakowe do drinków są lepsze. I wszystkie syropkowe bezalko konkurencji też. Tak, wiem bo piłem. Dostałem w prezencie też trzy hard selzery Hard Made, które przywiozłem do domu. Oczywiście, że będzie recenzja.

Bardzo smaczna była za to lipcowa Pinta Miesiąca. Soczysta, owocowa. W zasadzie można to napisać o większości tegorocznych piw z serii. W każdym razie, ta edycja również nie zawiodła. Świetnie wypadło również mexian gose od Golemów, którego nie mam zdjęcia. Z piw bezalkoholowych urzekła mnie propozycja Browaru Sady z dodatkiem rozmarynu. Minimalne nuty brzeczki, dużo tytułowego zioła, rześkie i orzeźwiające. Chętnie powtórzę, jak dorwę gdzieś w okolicy – z tego co widziałem, jest w butelkach. Zdjęcia też nie mam, bo wyszło nieostre niczym symulacja wzorku bywalca festiwalu po trzydniowym maratonie wieczorem. Wcale mi się ręce nie trzęsły, to ten obiektyw taki niepewny! Na koniec PTP zostawiłem sobie lemoniady od Mr. Lemmo. Piłem dwie – moijto i mailnową. Obie fantastyczne, z naturalnych składników, kapitalnie gaszące pragnienie. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.

Habemus lager, santo hopito!

Prawdziwym zlotym (jak złocisty trunek) Graalem okazało się piwo z Rampušaka. Tak, czeskie, klasyczne piwo. Rampušak Saaz Shine, single hop na Żateckim był lagerem tak idealnym, że w pełni uzasadnione są peany na jego cześć, głoszone zarówno przeze mnie, jak i resztę naszej blogosfery. Wyraźnie goryczkowe, ziołowe, C H R U P K I E. Przewrotnie powiedziałbym, że to dla mnie piwo festiwalu – nawiązując do przyznawanej niegdyś na PTP nagrody Grand Prix Konkursu Piw Rzemieślniczych, którą nieoczekiwanie raz zdobyło jasne pełne. Niemniej, prześwietny jest ten Saaz Shine i dla takich piw warto nosić w portfelu gotówkę. Jak następny raz dorwę gdzieś stoisko sympatycznych Czechów, to koniecznie sprawdzę co tam ciekawego przygotowali. Byle jak najwięcej takich single hopów! Aż bym sobie takiego singla uwa… a nie, czekaj, o tym już było.

PTP 2021 - typ z szyszką na czole

„Na czole sobie przyklej tę szyszkę” – mówisz, masz

Piwa, jedzenie, badania, matury, wrestlingi… W Poznaniu działo się sporo, ale mówiąc szczerze, nawet najlepsze atrakcje nie są w stanie zastąpić relacji z ludźmi. A właśnie na to wreszcie pozwoliły mi Targi Piwne. Rozmowy, wrażenia, wymiana poglądów, spotkania ze starymi znajomymi. Ciężko uwierzyć, że aż tak mogło mi tego brakować. Szkoda, że byłem tylko jeden dzień, ale taki dzień to sowite wynagrodzenie za ostatnie półtora roku stagnacji. Nie mogę się doczekać kolejnej takiej imprezy i trzymam kciuki, żeby nikt nam tego nie zabrał. Dzięki PTP za gościnę i do zobaczenia następnym razem!

*brzmi to lekko groteskowo, biorąc pod uwagę że pisałem ten tekst dwa bite tygodnie


Polub i obserwuj nas w social media!
Facebook | Instagram