Updated on 11 stycznia, 2017
PTP 2016 – piwa i inne smakołyki (recenzje)
Czym byłby festiwal piwa bez degustacji? Poznańskie Targi Piwne 2016 obfitowały w mnogość premier i sporo liczbę pozycji na kranach w ogóle. Od klasycznych lagerów, przez nowofalowe IPY, po wykręcone, zagraniczne RISy. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, a na samych piwach asortyment się nie kończył. Cydry, miody, kawy i mnóstwo jedzenia – gdybym nawet chciał, nie spróbowałbym wszystkiego. Ale co tylko mogłem, skosztowałem.
Na pierwszy ogień oczywiście idą piwa. I choć zdjęciami sporej ich części nie dysponuję z przyczyn technicznych i logistycznych, to notatki zawsze mam skrupulatne.
Hypnopompa (Omnipollo), próbowane w przelocie – gęste, treściwe, gładkie i ułożone. Wyborne piwo. Na szczęście nie zdominowały go dodane pianki, których nie znoszę.
Beer Geek Breakfast (Mikkeller), czyli obowiązkowe śniadanie każdego fana dobrego piwa. Piękny, czarny (lub czarnobrunatny) kolor i kremowa, beżowa piana. Aromat palonej kawy, ciemnego, czekoladowego ciasta i kawowych pralin. W smaku podobnie, do tego palone, ciemne ziarna zbóż. Prawdziwa kawowa symfonia i piwo kompletne.
Anchor Steam Beer (Anchor Brewing), legendarne piwo, definiujące styl i będące kamieniem milowym amerykańskiego piwowarstwa. Barwa złoto – herbaciana nie zwiastuje zawodu, jaki przynosi smak i aromat. Steam powinno być estrowo – słodowe, ale w tym wypadku okazuje się wzorcem aldehydu octowego. Tylko i wyłącznie zielone jabłko, nieco farby emulsyjnej. Poza tym, ciężko doszukiwać się innych akcentów, może w tle majaczy zbożowość i karmel. Dopiłem z trudem.
Lilith (Golem), premierowy RIS z poznańskiego browaru. Treściwy, bogaty. Bardzo kawowy, z ciemną czekoladą i ciemnymi owocami. Wszystko świetnie ułożone. Muszę dorwać butelkę, żeby na spokojnie je zdegustować. Niemniej, to jedno z najlepszych piw festiwalu.
Orange Juice (Golem), dość lekkie i pijalne, ale nie można odmówić mu treściwości. Wyraźna pomarańcza, nieco słodkawa, ale i goryczkowa na finiszu. Sporo zboża w tle, ziaren i jasnego pieczywa. Przyjemne piwo na początek festiwalowego dnia.
Kwas Eta (Pinta), premierowa Pinta Miesiąca, kwaśne piwo z dynią. I chyba browar nie ma szczęścia co do listopadowych premier. Tak jak zeszłoroczna Dyniastia była cięzka i zalepiająca, tak Eta jest odrobinę nijaka. Choć dynia wnosi słodkie i skrobiowe nuty do piwa, a lekka kwaśność balansuje trunek, to brakuje mu charakteru. Dość dobra pijalność nie załatwi całej sprawy.
John Sour/John Cherry (AleBrowar), wrzucam oba piwa do jednego wora, bo niewiele się od siebie różnią. W Cherrym wiśni jest zdecydowanie za mało, by wyróżnić go na tle brata. Wspólne mianowniki – kapusta kiszona i witamina C. Zdecydowanie zbyt jednowymiarowe, szkoda.
Szczun Cognac Barrel Aged (Szałpiw), kolejna premiera PTP, z jednej strony nieco nut koniakowych, pełnia i treściwość. Z drugiej odrobina bakalii i suszonych owoców. Z każdej innej jabłka – jak nie dojrzałe i czerwone, to aldehydowo zielone.
Schops (Browar Stu Mostów), reaktywacja historycznego stylu. Z tym piwem wiązałem spore nadzieje, zwłaszcza że nie udało mi się go dorwać w Warszawie. Poza słodowym tłem – jasnym pieczywem, mamy dużo nut brzęczkowych i nieco DMSu. Dopiero przy ogrzaniu pojawia się przyprawowość i akcenty landrynkowe.
Devil Pact (Pracownia Piwa), czyli imperialny saison. Ciemnozłota barwa i znikoma piana. Aromat pieczonych jabłek, gruszek, obecne są też inne estry. Pojawiają się nuty fenolowe, przyprawowe, belgijskie. Wysoki poziom słodyczy, wręcz zalepiający. Dobre, choć ciężkie piwo. Bardzo rozgrzewające.
Turbo Geezer Barrel Aged (Kingpin), jest właściwie klasyczno wersją TG, tylko podkręconą przez beczkę. Pycha, mógłbym pić codziennie. Zwłaszcza przy coraz zimniejszej pogodzie.
Chmielokrata (Piwne Podziemie) to piwo dla mnie szczególne, bo nazywa się niemal jak mój blog, a nazywałoby się tak samo, gdybym wpisując nazwę domeny nie zmienił zdania. I czego w tym trunku mogę się spodziewać? Przede wszystkim chmielu, chmielu i jeszcze raz chmielu. Browar użył go w każdej możliwej konfiguracji i w ilości tak dużej, że każdy wytrawny hophead pokiwałby głową z uznaniem. Chmielenie zdradza swoje działanie już w barwie przypominającej mętną herbatę. W aromacie dużo się dzieje – słodka papaja, mango i marakuja, nieco owoców kandyzowanych. Do tego ziołowość i nafta. Obecne też nuty granulatu i delikatna skarpeta. W smaku nieco gorzej – dużo owoców tropikalnych i ziołowości, ale też sporo granulatu i cierpkości. Goryczka średnia do wysokiej i zalegająca. Mogłoby być świetnie, ale co za dużo, to niezdrowo.
I w końcu najważniejsza dla wielu premiera na PTP – Brokreacja feat. piwna blogosfera – The Blogger. To, według twórców, Cherry Smoked Pepper Rye Wood Aged Strong Ale. Piwo powstałe według receptury i przy udziale wielu polskich blogerów piwnych. Jako, że nie mogłem brać udziału w jego powstaniu, mogę ocenić je jak najbardziej sprawiedliwie. Przede wszystkim wyczuwalna jest w nim przyprawowość – głównie jako pieprz, który grzeje w przełyk podczas każdego łyku. Tło wyraźnie słodowe, nieco ulepkowe, pełne. W aromacie i smaku swoją obecność zaznaczają także żółte owoce – głównie morele. Ciekawe, treściwe i smaczne piwo, choć brakuje mu wiśniowej
wędzonki, którą opis obiecuje. 7,5/10
Poza degustacjami piwnymi, trzeba przecież coś zjeść. Na szczęście strefa gastro na PTP była obszerna i każdy mógł znaleźć odpowiedni posiłek. Ja odwiedziłem Nom Nom Nom i sięgnąłem po burgero – kanapki z soloną wołowiną, które polecał Maciek z Wygrywam z Anoreksją. I nie zawiodłem się – to pyszne danie, bardzo dobrze wyważone połączenie soczystego mięsa i aromatycznych dodatków. Klasyczne połączenie, po które sięgnąłem – z cheddarem, ogórkami i musztardą, to świetny przykład, że tradycyjna kompozycja nie musi być nudna. Sycące i pyszne. Mimo, że się najadłem, chętnie sięgnął bym po kolejną porcję. Polecam.
Co na deser? Sernik! Nie ma ciasta (pardon, wypieku), które kochałbym większą miłością i darzył większym uwielbieniem. Co prawda, z rodzinną recepturą żaden do tej pory próbowany nie wygrał, ale wiele poziomem się zbliżyło. Dobrym przykładem może być oferta z Yes Ser, gdzie znaleźć można ciasta serowe w różnym wymiarze. Ja sięgnąłem po (jakby inaczej) sernik z dodatkiem Guinnessa. Słynny stout został zredukowany i dodany do masy serowej. I robi to robotę – aksamitna masa, poza tradycyjnymi nutami sernika wyróżnia się paloną słodowością i ciemnym karmelem. Wszystko jednak na tyle subtelne, by stworzyć ułożoną i smakowitą kompozycję. Niczego nie ma za dużo, a wszystko jest na swoim miejscu. Szkoda, że nie spróbowałem innych propozycji, a było ich naprawdę sporo.
I na koniec recenzji z PTP – woda. Ale nie byle jaka, bo produkowana przez Browar Nepomucen Nachmielona. Jak na wodę – bardzo dobra. Użycie chmielu na zimno wniosło sporo odpowiednich nut, w dużej mierze kojarzących się z chmielowym granulatem, ale w większości są one przyjemne. Gdzieś tam majaczy nieco nut zwietrzałych, ale to wciąż najlepszy wybór w kategorii piwne napoje bez alkoholu. Chyba, że przygotujemy coś podobnego w domu.
Huh, sporo. Choć to i tak gdzieś połowa tego, co próbowałem podczas festiwalu. I już nie mogę się doczekać, po co na PTP sięgnę w przyszłym roku. Pozostaje sporo wspomnień, bardzo miłych i bardzo smacznych. Do zobaczenia za rok, Poznaniu!