Updated on 19 września, 2018
Oficjalny poczet polskich blogerów piwnych
Mój pierwszy tekst, jaki napisałem na tym blogu, był felietonem. Dziś, z okazji III urodzin strony, znów sięgam po tę wdzięczną formę. Nie zamierzam jednak pochylać się nad kulturą samego picia i szkła do piwa, a zagrać w klasy z kolegami po fachu. Pokusiłem się o przygotowanie charakterystyki ludzi, którzy piszą i nagrywają o piwie – uwzględniając wszystkie wady i nieliczne zalety. Przed Wami Poczet Piwnych Blogerów!
Przyglądając się branży, nie sposób nie zauważyć pewnych powtarzających się (niestety) schematów i żywych stereotypów. Wyróżniłem te, które nie dość, że powtarzają się najczęściej, to jeszcze najbardziej irytują. W tym miejscu pewnie powinienem wspomnieć, że całość to żart i nie chcę nikogo tym urazić. Nic z tego – jeśli faktycznie dotyka Cię jakikolwiek z tych opisów, to chyba niedobrze dla Ciebie, prawda? Postronnych zachęcam do śledzenia – może wśród dzisiejszych bohaterów znajdziecie znajome twarze?
SPIŻOWI CHŁOPCY
Wieszcz Horacy w legendarnym poemacie napisał, że jego dzieła są trwalsze niż pomniki. Nie zmieniło to jednak podejścia artysty i do końca swoich dni tworzył on przełomowe treści. Tak do połowy w ślad za nim podążyli niektórzy weterani sceny. Uzyskać zasłużone laury za dotychczasowe osiągnięcia – wspaniale. Osiąść na nich – już nie bardzo. Nawet największa liczba zasług nie może być wyjaśnieniem stagnacji, tak niebezpiecznej dla każdego twórcy. Niejedni przeliczyli się na odcinaniu kuponów, by (koniec końców), zamiast stać w miejscu – zacząć się cofać. Na finezję w tym smutnym (…) wciąż nie jest za późno! Powielane, nudne i wtórne tematy i formaty nadal można zmienić! Grunt to nie skończyć jak zespół Perfect w piosenkach zespołu Perfect!
LUDZIE Z MARMURU BETONU
Tutaj również mógłbym czepiać się pomników, ale te betonowe raczej nie wzbudzają niczego poza wymuszoną nostalgią, czy też westchnieniami nad minioną epoką. Z niej pochodzą właśnie oni – ludzie tak bardzo zakorzenieni w swoim konserwatywnym podejściu do branży, że każda innowacja zdaje się być dla nich herezją, czy nawet zamachem na status quo kraftu. Nowe chmiele? Skandal i wymysł! Aromaty? Potwarz! Rozwój? Zakazać! Dlaczego? Bo tak, nie interesuj się dzieciaku! Gdyby nie rewolucja, wszyscy pilibyśmy dalej pyszne lagery. Dziś nikt nie docenia dobrego doppelbocka! Mało kto krzywdzi branżę tak mocno. Wywrócony obraz rzeczywistości (niczym w camera obscura), do tego tonący w kurzu – to najprostszy sposób, by zatrzymać rozwój tego, pod co kiedyś kładło się podwaliny. Szacunek do klasyki nigdy nie powinien iść w parze z uprzedzeniami wobec postępu.
DZIECI WE MGLE
Charakterystyka boleśnie powszechna. To ci wśród blogerów, którzy NIE WIEDZĄ. Mniejsza o to czego konkretnie, bo w praktyce okazuje się, że wszystkiego. Nie mają pojęcia o opisywanym piwie – szukają bananowych aromatów w american wheat, silnej słodowej bazy w session IPA czy czystego profilu w imperialnych porterach bałtyckich. Podejmują z zaangażowaniem tematykę jakichś afer czy opowiadają o ostatnich wydarzeniach, nie widząc że wszystko albo zostało wyjaśnione, albo wygląda zupełnie inaczej. Opisują browary, notorycznie myląc ich pochodzenie, działalność, czy produkty. Nic nie denerwuje mnie tak jak niewiedza i ignorancja w środowisku. A wystarczy poświęcić 10 minut na risercz… 10 minut, które spędza się potem na prostowaniu głupot oraz przepraszaniu. Tylko po to, by powtórzyć pomyłkę dwa dni później. Najbardziej zabawni są jednak ci, którzy działają w najgłębszej nieświadomości, nie zdając sobie sprawy z żadnych popełnionych błędów. Głupota (wcale nie alkohol) to największa trucizna.
MRÓWKI, MUSZKI, PSZCZÓŁKI
Spotykane raczej w umiarkowanej ilości, ale gdy się pojawią są niezmiernie irytujące. Niczym owady, obsiadają każdy post – czy to z recenzją na jakiejś grupie, czy newsem na stronie browaru. Łączy je jedno – nie piszą pod nazwiskiem, a występują jako strona lub fanpage bloga. Jak pyłek rozsiewają komentarze w stylu – a u mnie tego recka, a u mnie o tym napisane, a u mnie o czymś innym ale się podczepiam. Czasem też, piszą komentarze zupełnie nie na temat, lub nic nie wnoszące, jak Super!, Fajne!, czy też A to ciekawe! Niby nic złego się dobrze promować, ale nachalna i niechciana reklama jest po prostu nieelegancka. Mój kolega powiedział mi: bycie blogerem piwnym jest nieeleganckie. Cóż, chamstwo też da się stopniować… Oczywiście najgorsi są ci, co jak pijawki wchodzą na Twój kochany fanpage i spamują pod efektem wytężonej krwawicy… Kto z blogerów raz tego nie przeżył (lub samemu nie zrobił), niech pierwszy rzuci banem!
ŚREDNIOWIECZNI KOPIŚCI
Ten typ blogerów poniekąd wyewoluował z Nieświadomych, a poniekąd idzie z nimi za rączkę przez branżę. Kopiści są bardzo skrupulatni i dzielą się na dwie podgrupy. Ci ambitniejsi, mądrzejsi, przeszukują zagraniczne zakamarki Internetu, by przetłumaczyć (czasem z pomocą Google) artykuły lub recenzje z USA czy UK i podpisać jako swoje. Pilnują przy tym, by nigdy nie wspomnieć o źródłach i udają zdziwionych przy wpadce. Drudzy są mniej ambitni – szukają istniejących recenzji na polskich blogach, czy nawet komentarzy na dane tematy. Przepisują je do siebie, czasem nie zmieniając nawet szyku zdań, czy powielając błędy logiczne. Niekiedy nawet łowią teksty z Ratebeera, Untappd czy Polskiego Kraftu. W swoim genialnym planie pomijają jedną ważną kwestię – i tak nikt ich właściwie nie czyta, więc trud okazuje się daremny.
WOLONTARIAT KLAKIERÓW
Ta grupka (niezwykle liczna), łączy bezpodstawną pewność siebie z ukrywanym poczuciem własnej niższości. To ci, którym smakuje wszystko. Dosłownie każde piwo jest pyszne. Nieważne, czy to pusty koncerniak, wadliwa regionalka czy przeciętny kraft. Wszystko jest wspaniałe, bo a nuż się okaże, że browar wrzuci te bezrefleksyjne pochwały na swoją stronę i zdobędzie się przez to kapkę popularności. Nie mówiąc już o sytuacji, gdy firma przysyła paczkę z produkcjami ot tak, bez kontekstu i specjalnej akcji promocyjnej. Wówczas każde piwo okazuje się wybitnym i przełomowym, ambrozją gatunku. Nie zrozumcie mnie źle – artykuły sponsorowane czy promowanie nie są złe, ale powinny zachować choćby odrobinę rzetelności i działać na uczciwych oraz jasnych zasadach. Apogeum problemu osiąga się w momencie, kiedy to opisywani bohaterowie sami piszą do browarów i innych firm – ej, błagam, wyślijcie mi cokolwiek, a napiszę znakomitą, pochwalna recenzję! To już nie wolontariat, to prostytucja. Dobrze, że wśród blogerów nie ma pracowników sklepów i barów, którzy wynosiliby pod niebiosa produkty, akurat stojące na półkach i kranach w ich przybytkach…
KORESPONDENCI POKOJOWI
Ach, stara dobra sztuka rzetelnego dziennikarstwa! [*] Dziś prawdziwych reporterów już nie ma. No, chyba że wśród piwnych blogerów. Ta ekipa nie zajmuje się niczym innym, niż zamieszczaniem notek prasowych. Albo przepisanych jeden do jednego z informacji na Facebooku, albo skromnie sparafrazowanych – zwykle tak, by jedno zdanie rozciągnąć na przynajmniej cztery i krótkiego newsa przekuć na 300 znaków. Problem tkwi w tym, że nie wnosi to absolutnie nic do blogosfery. Raz – że czytanie ogólnodostępnych, wylewających się z social media informacji na osobnych stronach jest męczące i wymaga większego zaangażowania niż zerknięcie na wall. Dwa, banki agregacyjne do informacji (przypominam, tworzone przez automaty) robią lepszą robotę niż wy, bo podają oryginał a nie parafrazę z błędami. Trzy – robicie to za darmo i na darmo, poświęcając swój cenny czas reklamowaniu i promowaniu rzeczy, za które zwykle w branżach się płaci i to słono. No i cztery – cała wasza twórczość to w praktyce spam, bo obok niego nie idzie żadna publicystyka, komentarze czy reportaże. Nawet tabloidy robią to lepiej! Często zastanawiam się, kto poświęca tym blogom więcej uwagi – autorzy, czy ogół czytelników razem wziętych. Bilans i tak wychodzi na okrągłe zero.
ŻYWE SREBRA
Specjaliści w niemówieniu niczego. Mają bloga, często też vloga. Prowadzą go dłużej lub krócej, tworzą codzienne materiały… o niczym. Z ich tekstów, recenzji, relacji, nawet komentarzy nie można nic wywnioskować. Ich dwudziestominutowe filmiki składają się z dwóch – trzech powtarzanych zdań, pełnych frazesów i pozbawionych właściwej treści. Jestem pod wrażeniem, jak można produkować tak puste artykuły i nagrania oraz mówić tyle, nie mając nic do powiedzenia – na swój sposób to nawet imponujące. Dochodzą do tego cykliczne transmisje na żywo, które obok braku jakiejkolwiek wartości merytorycznej, wzbogacane są o liczne zająknięcia oraz onomatopeje przestankowe. Dbając o bycie popularnym mydłem, srebrni zapominają o najważniejszym – to jednak milczenie jest złotem. Czasem lepiej siedzieć cicho, niż dorzucać trzy grosze gdzie tylko można.
TAPCZANOWI ABNEGACI
Flejtuchy. Takich również jest sporo. Wyróżniają się ogromnym odciskiem na stronie wizualnej. Brzydkie, krzywe, nieostre zdjęcia? Check! Nieładne, nieczytelne szablony na stronach? Check! Rozjechany tekst naładowany bykami? Check! Wideo z fatalnym dźwiękiem i kiepskim światłem? Check! Szpetota materiałów nie wynika tu z braku funduszy na wysoką jakość tworzonego kontentu, a niedbalstwa i lenistwa. Nawet na kiepskiej jakości sprzęcie da się uzyskać przyzwoite produkcje – wystarczy nie działać na odwal. Dość patrzenia na zdjęcia blogerów z własnego domu, wyglądające jak robione z ukrycia, teksty bez jakiejkolwiek korekty i wypalające oczy grafiki na stronach. Jeśli już coś robisz, rób to chociaż POPRAWNIE.
GENIUSZE ZBRODNI
Z tymi to jest najgorzej. Przekonani o własnej wartości, z rozdmuchanym ego czują się lepsi od wszystkich blogerów razem wziętych. Choć czasem ma to pokrycie, tak w umiejętnościach, jak i wiedzy, czują się aż za pewni siebie. Nie przepuszczą także żadnej okazji do krytyki trendów, zachowań i błędów innych. Mało tego, próbują ponadto oblekać wszystko w sarkazm i ironiczny humor. Do tego pogrywają sobie z czytelnikami, angażując ich w zabawy myślowe, ukryte znaczenia i drugie dna w tekstach. Czasami na siłę wciskają w materiały trudne słówka, niepotrzebne porównania czy zawoalowane nawiązania do popkultury. Takich boję się najbardziej – intelektualiści są niebezpieczni.
Ogólnie rzecz biorąc to by było na tyle. Zapewne jakieś perełki pominąłem, nie mówiąc już o hybrydach powyższych charakterystyk. Powszechnie zdarzają się pary takie jak: nieświadomi niechluje, agitujący klakierzy czy beton ze spiżem. Dziś wolę się nimi nie zajmować – co za dużo to niezdrowo, a ja od samego myślenia mam już dosyć. Wierzę, że ten napisany od serca poczet blogerów nie będzie przyczynkiem do obrzucania się branżowym błotkiem, a motywacją do pozytywnych zmian. Może i ja zacznę czuć emocje nieco lepsze niż nienawiść do środowiska? Zobaczymy, karuzela kręci się dalej. Póki co, nie zamierzam zsiadać.
PS: Nie, to nie jest ból tyłka. Nie szukam uwagi. Nie chce się na nikim wybić. I nie będę wytykał palcem po nazwiskach. Wszystko mogę ( i wolę) powiedzieć w cztery oczy
PPS: Dzięki za te trzy lata razem. To była wspaniała jazda, a z Wami, czytelnicy – to prawdziwa przyjemność. Pora na czwarty bieg!
PPPS: Nie zrażajcie się tą goryczką! Wśród blogerów mnóstwo jest także wartościowych twórców – to jak na rynku z kraftem. Dużo niewypałów, ale i sporo świetnych piw!