Nowy Browar, nowe początki

Nie wiem, czy to zrządzenie losu, czy dążenie kosmosu do uporządkowania, ale kolejny raz w okolicach urodzin bloga wylądowałem w Trójmieście. Bez względu na to, czy to planowany urlop, czy sprawy zawodowe, staram się z takiej okazji korzystać. Kiedy więc mury okolic stacji Gdańsk Wrzeszcz wrzeszczały krzyczały do mnie „wysiadaj, mamy nowy browar i to nie tylko z nazwy”, wysiadłem. Zobaczcie, jak prezentuje się świeżo otwarty Nowy Browar Gdański w całej swojej okazałości. 

Nowy Browar Gdańsk

Dwa lata temu, kiedy pracowałem na Pomorzu i Wrzeszcz służył za hub przesiadkowy, rzucała mi się w oczy reklama – zapowiedź rewitalizacji terenów starego browaru w Gdańsku. Projekt przedstawiał się nadzwyczaj ambitnie i sugerował bardzo dużą skalę. I co tu dużo mówić, każda z tamtych obietnic zdaje się mieć wypełnienie od pierwszego kroku postawionego na terenie nowego kompleksu. Mnogość nieruchomości, utrzymanych w industrialnym, ceglanym, zgodnym z epoką klimacie, a w samym sercu całości budynek Warzelni. W którym tytułowe pomieszczenie jest równocześnie wielkim barem-restauracją, z mnóstwem miejsc i dziesiątkami ekranów wyświetlających transmisje wydarzeń sportowych.

Mnie zawsze najbardziej interesuje jednak zaplecze, a w tym wypadku podziemia. W piwnicy budynku znajdują się fermentownia,  leżakownia, wyszynk i cała reszta ustrojstw piwowarskich, zazwyczaj ukrytych dla wzroku śmiertelników. Choć, w tym wypadku to nie do końca prawdziwe – idąc do toalet, każdy może zerknąć przez szybę na niebotyczne tanki. I nie ma tu przesady, bo całość faktycznie duża jest jak na browar restauracyjny. Warzelnia 20hl i zbiorniki  mieszczące dwu, a nawet czterokrotność wybicia. Sporo, ale patrząc na wielkość całej inwestycji, proporcje zostały zachowane. Mniejszy sprzęt nie tylko wyglądałby dziwnie, ale byłyby czymś w stylu braku szacunku dla miejsca, które nie tylko aspiruje do, ale korzysta ze spuścizny pozostawionej przez dawny gdański browar. Instalacja od wysoce niezawodnego Kaspara-Schultza (to liczba pojedyncza czy mnoga?), więc utalentowany piwowar może mieć tu pole do popisu i okazję warzenia dobrego piwa.

Skoro już wspomniałem o utalentowanych piwowarach, tych również nie brakuje. Za produkcję piwa odpowiada doskonale znany w trójmiejskim środowisku Tomek Biegański, a w działaniach wspiera go Jacek Bieńkowski. Duet ze sporym doświadczeniem, dużą wiedzą, profesjonalnym podejściem. Miło, że nie ma u sterów ludzi z przypadku, co bywa zmorą polskich brorestów. Przy okazji, chłopaki fantastycznie podjęli mnie w swoim królestwie. Dowiedziałem się co nieco o historii miejsca czy planach piwowarskich na przyszłość. Ba, udało mi się skosztować aż trzech pozycji spod lady – czy też, żeby być precyzyjnym, wprost ze świńskiego ogonka. Każda z pozycji urzekła mnie na tyle, że trzeba im poświęcić osobny akapit.

Świeżo po nachmieleniu hopgunem czekała na mnie APA, która w momencie publikacji tego tekstu już cieszy podniebienia gości odwiedzających Nowy Browar. Prawdziwa bomba chmielowa, soczysta, z dominującymi białymi owcami i nutami tropików. Metr z Sevres określenia „Drink Fresh” i popis kreatywności – co nie jest takie częste w przypadku brorestów, zwykle przez sztywne trzymanie się klasyki. Tu od początku widać odważniejsze podejście, skoro nawet tradycyjne pozycje przełamane są pomysłowym twistem (o tym za chwilę). Druga pozycja, IPA, nie ustępuje lżejszemu krewniakowi. Słodka w zapachu, zbalansowana w smaku, z krótką ale właściwą goryczka i tropikalno – żywicznym profilem, czyli dokładnie taka, jakiej oczekiwałbym z kranu w takim miejscu. Trzeci, najbardziej zaskakujący, okazał się lager w klimacie kellera. Lekko Chlebowo -słodowy, z ziołowym aromatem i konkretną, przyjemną goryczką. Dokładnie taki, jak lubię. Niebanalny i hmmm…. nieoczywisty? Jakże różny od mdłych i konserwatywnych dolniaków, trawiących polskie browary restauracyjne. Z przyjemnością kosztowałbym go jako piwo codzienne, gdyby łał się z kranu w moim sąsiedztwie. A tak pozostaje mi jedynie liczyć na degustację, gdy ponownie odwiedzę kultową dzielnicę Trójmiasta.

Po podziemnym tourze wypadało coś zjeść, a że czasy objadania się po uszy mam dawno za sobą, sięgnąłem po browarną zupę gulaszową i pierogi z wędzonym serem. Obie rzeczy pyszniutkie. Wędzonka robi robotę (uwierzcie, napiszę dzisiaj to zdanie jeszcze raz) w pierogach, a polewkę obok przyjemnej pikanterii cechuje duża mięsność i dobre doprawienie. Słyszałem też wśród stolików pozytywne słowa o żeberkach, pizzy czy golonce, ale jak wspomniałem – trzeba mieć jeszcze miejsce na piwo.

Nowy Browar Gdański - piwa

W klasycznej ofercie na początek dostępne są (teraz to były, bo menu się rozwinęło przez dwa tygodnie) 4 pozycje. Pils, pszenica, lager i ciemny lager. Tradycyjny zestaw, praktyczny must-have w tym segmencie, wizytówka piwowara, papierek lakmusowy, starter pack… Pils lekki, ziołowo – kwiatowy. Rześki, z przyjemną goryczką, także o ziołowym charakterze. Słodyczy to na szczęście nie ma, nuty zbożowe wyczuwalne w tle stanowią jedynie podbudowę dla konwencjonalnej chmielowości. Wszystko na swoim miejscu. Pszenica także bardzo klasyczna, co akurat jest zawsze zaletą. Ogólnie, w polskich browarach albo za dużo jest kombinowania przy weizenach, albo są niedopracowane. Tutaj w punkt – wytrawnie, z leciutką, pszeniczną kwaśnością i dominacją goździków nad bananami. Dobre, mógłbym wypić jeszcze dwa duszkiem. Lager, któremu najbliżej do kellera, wyróżnia się barwą ciemniejszego złota. Lekko chlebowy, lekko karmelowy nawet. Więcej tu akcentów ziołowych, niż kwiatowych, całość jest też pełniejsza w odbiorze niż pils. Goryczka zauważalna, ale w porównaniu z bardziej charakternym kuzynem z leżakowni, wypada zdecydowanie zbyt grzecznie.

Nowy Browar Gdański Ciemne

Pazur pokazuje za to ciemny lager. Zaintrygowała mnie informacja w menu o dodatku słodu wędzonego. Nawet gdyby jej nie było, zauważyć to można od pierwszego niuchnięcia. Jest szlachetna, nieordynarna, drewniana, kojarzy mi się z prażonymi (nie palonymi) ziarnami. Obok niej wyczuwalny jest karmel i chleb graham. W smaku lekko, raczej wytrawnie. Chleb pełnoziarnisty, delikatny karmel, nawet jakaś mleczna czekolada. Całość dopełnia ta dymność. No fantastyczne piwo, wędzonka robi robotę (ha, mówiłem!). Idealnie nienudne, ale jednocześnie wyjątkowo przystępna. Dość powiedzieć, że wypiłem dwie szklanki, a rzadko mi się to zdarza. Wychodzi na to, że nic mnie nie zawiodło, ba – wszystko zadowoliło.

Wspominałem wcześniej, że Nowy Browar udanie łączy współczesną inwestycję ze spuścizną starego browaru. Nie tylko przez industrialną stylizację, ale zachowane elementy należących do dawnej fabryki – jak choćby mozaiki śp. Artusa, kultowego trójmiejskiego piwa. Sporo jest tego typu detali, mamy np. cytat z Psich Lat Günthera Grassa (swoją drogą fantastyczna pozycja, polecam!) dotyczący działania browaru w Gdańsku. I znów, z zasłyszanych rozmów, wciągnąć można było pozytywne opinie zarówno dla wystroju, jak i obsługi (którą także oceniam wysoko). Swoją drogą, gości nie brakowało, a byłem przecież w środku tygodnia i dawno po najgrubszej części sezonu. To dobra prognoza.

Z pewnością wrócę, ponownie odwiedzić Nowy Browar, skoro i tak co roku ląduję dziwnym trafem w Trójmieście. Z tak dobrą ekipą za sterami to miejsce ma szanse na sukces, jeśli tylko w trakcie rozwoju nie stanie się kolejnym, wtórnym przystankiem na mapie polskich browarów rzemieślniczych. Póki co, wszystko jednak świadczy na odwrót – zapowiada nam się konkretny gracz, jakże pozytywnie wyróżniający się na tle ogółu krajowej konkurencji. Za sukces takich piw warto trzymać kciuki. Tylko czym wtedy chwycić szklankę, żeby opróżnić ją z pysznego napoju?


Polub i obserwuj nas w social media!
Facebook | Instagram