Updated on 13 października, 2015
Seans beerytystyczny – duch kraftu i moralność beergeeka
Nigdy nie bawiłem się w wywoływanie duchów. Wolę unikać złego licha, które przypadkiem można zwabić podczas tego typu zabaw. Jednak niektórzy w świecie polskiego piwa nie robią sobie nic z ryzyka i co rusz przyzywają jedną z najstraszniejszych, najbardziej srogich i najbardziej tajemniczych zjaw na Ziemi – ducha kraftu. Jaki jest? Co jest z nim zgodne? Czego od nas oczekuje? Postaram się odpowiedzieć na te pytania poniżej.
Pisząc na temat afery shakerowej, wspomniałem, że lepiej kłócić się co, a nie w czym się pije. Nie sądziłem jednak, że w rzeczywistości dyskusja na ten temat może być jeszcze bardziej pusta, by nie powiedzieć absurdalna, niż spór o szkła do piwa. Poszło o gatunki – które można uznać za ciekawe, które są nudne, które są dopuszczone do picia, a które na indeksie i wreszcie, które są zgodne z duchem kraftu.
Zaczęło się od pytania: Czy beergeek musi kochać każde piwo? Pytanie tyle zwodnicze, co wręcz retoryczne. Jak inaczej odpowiedzieć na nie, niż przecząco? Bo przecież fan piwa nie powinien (a zapewne i nie chce) lubić słabego czy nieuczciwego produktu. Wnioski jednak były inne – beergeek nie ma prawa lubić piwa, które jest nudne, nieciekawe, nienowoczesne, klasyczne. Zaraz, zaraz, co?
Nie przesłyszałem się – oto wkroczyliśmy ze świata nieograniczonej swobody w wyborze trunku na wody ścisłej piwnej cenzury. Wszystkie piwa, które nie cechują się albo wuchtą chmielu, albo jak największym udziwnieniem, są nie tylko niewarte uwagi, ale wręcz okazują się skazą na piwnej mapie świata. To podobno przez nie stoimy w miejscu (lub też cofamy się) w piwowarskim rozwoju. W gestii piwnych znawców leży dbanie, by każdy pił słuszne piwa i przez swoją niewiedzę lub wybujałą fantazję nie sięgnął po przedstawiciela klasycznego stylu. Łagodne, spokojne, ułożone – brytyjskie ale, bittery, czeskie pilsy, tmave? Nie ma opcji – to tylko strata czasu, a odczucia znikome w stosunku do potrójnie chmielonych amerykańskimi wynalazkami wariacji na temat IPY. Bo tylko takie: modne, gorzkie, nowoczesne są zgodne z wspomnianym we wstępie duchem kraftu.
Czym w ogóle jest duch kraftu? Czy to niepisany kodeks, który nakazuje zmieniać chęć tworzenia dobrego piwa w snobistyczną zabawę? Czy rzemieślnictwo oznacza dzisiaj nie postępowanie według dobrej praktyki, a pogoń za trendami? Swoją drogą – w wielu branżach określenie rzemieślnik jest pejoratywne, dbajmy by nie stało się tak w browarnictwie! W każdym razie, zastanawia mnie łatwość, z jaką można wycierać sobie gębę, podpinając swoje działanie pod zgodność z nieustaloną ideologią. Każdy dziś może uwarzyć złe piwo, zakrzyknąć viva la revolucion i stwierdzić, że to eksperyment. Każdy też może płynąć z prądem, zwiększając goryczkę do granic niemożliwości – i tak ukryje większość wad. W dobie postępu technicznego trudniej jest pracować i tworzyć według tradycyjnych metod i receptur. I dotyczy to wielu dziedzin życia, nie tylko piwowarstwa czy gastronomii. Dla mnie duch kraftu to po prostu robienie swojego zadania w najlepszy możliwy sposób. Bez względu, czy warzy się Weizena korzystając z zapisków Marcina Kromera, czy spędza godziny na łączeniu goryczki i aromatów wywodzących się z amerykańskich odmian chmielu. To działanie bez kompromisów i pójścia na łatwiznę, a mam wrażenie, że niektóre rzemieślnicze browary w Polsce jadą po najmniejszej linii oporu. Cóż, wszystkich rozliczą konsumenci. Z tym jednak związane jest drugie zagadnienie mojego felietonu…
Kiedy stawiałem swoje pierwsze kroki w świecie dobrego piwa, nieocenioną pomocą okazały się artykuły i filmy autorstwa polskich blogerów piwnych. Podobnie jak wielu ich czytelników i widzów, w znacznym stopniu sugerowałem się opiniami, recenzjami i opisami poszczególnych piw. W pewien sposób ukształtowało to moje preferencje – zacząłem od mocniejszych, bardziej goryczkowych okazów, by dopiero później odkrywać krainę łagodności. Tak było trzy lata temu – polska scena rzemieślnicza dopiero szykowała się do boomu i rozkwitu, jaki przeżywa teraz, a wśród treści na blogach przeważały te dla laików. Jak jest dzisiaj? Kraft zaczyna mieć się nieźle, o piwie pisze i nagrywa każdy kto chce (w tym i ja), a ci, którzy byli tu pierwsi ugruntowali swoje pozycje autorytetów w dziedzinie. Problem w tym, że kiedy osiągasz szczyt, przestaje ci zależeć, a czasami, zamiast pięknego widoku z góry patrzysz jedynie na czubek własnego nosa. Oglądając teraz wypowiedzi piwnych znawców byłbym zdecydowanie mniej skłonny do własnych poszukiwań, a większość stwierdzeń brałbym za pewnik – przecież mówią o tym ludzie, dzięki którym to wszystko powstało! Właśnie, im większym ekspertem w dziedzinie jesteś, tym większa na tobie spoczywa odpowiedzialność, bez względu na to, czy w grę wchodzą przekonania za pieniądze, czy własne poglądy. Trzeba służyć widzom radami i pomocą, nie robić wodę z mózgu – chyba, że jest się statystyką wynajętą przez agencje reklamowe do prowadzenia kanału o makijażu. Takich piwnych blogerów też mamy, działają na polecenie koncernów.
Ostatnio zapytano mnie, jakim prawem mogę mówić, że któreś piwo jest złe, niedobre, czy niewarte wypicia. Gdzie kończy się wolność słowa w kwestii oceny czy opinii? Jak do tego ma się moralność osoby oceniającej.? Jak mogę oceniać cokolwiek, nie biorąc pod uwagę wszystkich składowych? Odpowiadam – mogę napisać wszystko. Tak, tylko pod dwoma warunkami – po pierwsze biorę wspomnianą odpowiedzialność za swoje słowa, po drugie – jestem uczciwy zarówno wobec czytelnika, jak i twórcy ocenianego produktu. Nie mogę pozwolić sobie na prowizorkę, pomimo stosunkowo małego doświadczenia. Muszę wydać opinię, która oczywiście jest subiektywna, jednak zachowując przy tym zdrowy rozsądek. Co z tego, że piwo nie trafia w moje gusta, jak obiektywnie jest dobre – muszę to podkreślić, żeby być fair w każdym aspekcie. Nie oznacza to także tolerancji dla oszustwa i szmiry, pozwolenia na plucie sobie w twarz. Jednak grunt to pozytywne podejście. Z resztą, zakładając bloga wyszedłem z założenia, że w każdym próbowanym piwie będę dostrzegał pozytywy.
I tego się będę trzymał zawsze, tak samo dziś, jak i za trzy czy pięć lat. I życzę tego wszystkim, bądźcie uczciwi i nie patrzcie tylko na siebie. Niech piwo poszerza nasze horyzonty, zamiast rozmazywać obraz. I niech będzie to zawsze dobre piwo, czy to eksperyment czy klasyka, a wtedy nuda nie zajrzy nam ani w szklankę, ani do głowy.