Brews Brothers. Między ustami, a brzegiem sedesu

Fatalnie zarządzany browar, piwa z wątpliwymi dodatkami, fekalny humor, Andrzej Paszner i milion okazji do sprzeczek i awantur. To wbrew pozorom, nie podsumowanie polskiego kraftu, a streszczenie pierwszego piwnego serialu Netflixa – Brews Brothers. Spośród wszystkich stylów piwa, przypomina on niestety koncernowe specjalności. Stoi za nim wielka firma, niby zahacza o kraft, ale koniec końców i tak dominuje nuda…

brews brothers

Fabuła ośmioodcinkowej produkcji jest prosta i oklepana jak przepis na pierwsze piwo z ekstraktów. Dwóch braci – piwowarów, samouk i lekkoduch Will oraz wykształcony sztywniak Adam łączą siły, by uratować upadający browar pierwszego z nich. W zmaganiach pomagają im zaradna dziewczyna Sarah oraz głupkowaty, nieco tajemniczy współpracownik Chuy. Rodzi to konflikty równie stereotypowe co charaktery bohaterów. Całość wyróżnia jedynie setting. Wnętrza browaru to nie tylko dekoracja, wątki piwne są główną osią fabuły, a fakty na temat warzenia, czy opisy składników są w większości zgodne z prawdą. Widać, że poświęcono temu więcej niż pięć minut riserczu, choć nie zdziwię się, jeśli wynika to ze współpracy z kilkoma branżowymi markami. Bądź co bądź, całość nakręcono w prawdziwym Iron Triangle Brewery, które (o ironio!) upadło krótko po zakończeniu zdjęć.

Nakręcenie serialu w browarze to najmocniejszy punkt serii. Swoją drogą,  prawdziwe ITB odgrywa też znaczenie fabularne. Fot: Iron Triangle Brewery

Gdyby Brews Brothers trzymał się jedynie w kwestii piwnych, odbierałbym serial nawet jako paradokument, może jakieś docu – soap, z dopracowanymi szczegółami. Pokazanie sprzecznych gałęzi piwowarstwa – pasji i wyrachowania, z jednoczesną prezentacją piwnych stylów, surowców, realiów branży. Ba, montaż ujęć z pierwszego odcinka, kiedy pokłóceni bracia warzą to samo piwo na dwie metody – naukową (browar to apteka) i spontaniczną (chmiel sypany szuflą), kapitalnie pokazuje sedno krafciku i zarazem jest najlepszą sceną w całej produkcji. Co prawda, z każdym kolejnym odcinkiem pojawiają się coraz większe przekłamania i nieścisłości, ale można przymknąć na nie oko. Większy problem mam z całą resztą. Od scenariusza, przez typ i sposób humoru, po tempo i montaż.

Podręcznikowy kolega – śmieszek odpowiada za połowę penisów, wymiocin i kup wypowiadanych w trakcie każdego odcinka. Fot: Netflix.

We wstępie wspomniałem o fekalnych żartach i dokładnie taki humor dominuje przez wszystkie odcinki. Sprośny, prostacki i wyjątkowo prosty równocześnie. Oparty głównie na wywołaniu obrzydzenia, nieco rzadziej odniesieniu do seksualności. W pierwszym epizodzie zaczynamy od bezdomnego srającego pod browarem, by ze szczania do piwa uczynić najważniejszy wątek początku sezonu. Po drodze odbijamy się od masturbacji do męskich pośladków, a 85% dowcipów (liczyłem) dotyczy albo fizjologii, albo fizjonomii. Brakuje humoru słownego (innego niż dowcip o kupie), a każda puenta jest natychmiastowa – co zwykle bywa domeną żartu nie tyle banalnego, co kiepsko napisanego. Wiem co mówię, humorem zajmuję się dłużej niż piwem i przez moje usta przeszło wiele tragicznych dowcipów. Dlatego właśnie tak bardzo doceniam te dobre.

Adam - Brews Brothers

Adam, czyli statystyczny beergeek – bloger. Też kiedyś* byłem takim dupkiem. Fot: Netflix

Humoru nie brakuje w kreacjach bohaterów. Choć do bólu podręcznikowi, w większości przypadków wypadają poprawnie, trzymając się narzuconych wzorców. Na plus zdecydowanie wyróżnia się postać Adama, zwanego Oxy (od oksydacji). To idealny portret zawziętego beergeeka, w dodatku z branżowym wykształceniem, piwnego sędziego z dużymi ambicjami i jeszcze większym ego. Protekcjonalny, zapatrzony w siebie egoista kochający piwo – jakbym widział siebie na początku piwnej rewolucji w Polsce. I nie tylko siebie – takich Adamów jest na pęczki i dzisiaj – irytujących, impertynenckich bałwanów. Mike Castle w swojej roli jest przekonujący do bólu. Facet kradnie show, szkoda, że scenariusz nie wykorzystuje tego w większym stopniu, a większość scen, w których pojawia się bohater, powiela te same mechanizmy. Z drugiej strony, obaj bracia przypominają losowych polskich rzemieślników i nie mam powodu, by ich nie lubić.

Sprośni zakonnicy dali żartom o Sekrecie Mnicha drugą młodość. Fot: Netflix.

Wtórność i schematyczność to, pomijając siuśki i pupu, największa bolączka Brews Brothers. W pierwszej serii dzieje się bardzo mało, a gdyby wyciąć większość fekalnych gagów, całość można zmieścić w półtorej godziny filmu telewizyjnego. Historia, mimo olbrzymiego potencjału, nie wciąga ani na moment, może poza ostatnim kwadransem sezonu. Nie czuć poważnych problemów, a konflikty prezentują się niewiarygodnie, w dodatku większość fabuły poznajemy z opowieści, nie z akcji. Im dalej w las, tym bardziej przymuszony czułem się do oglądania i traktowałem to bardziej jak obowiązek, niż nawet wątpliwą przyjemność, choć końcówka lekko mi trudy wynagrodziła. W trakcie seansu przychodziło mi do głowy dużo więcej ciekawych pomysłów i rozwiązań, niż te zastosowane przez twórców. Trzeba się postarać, by stworzyć wyprane z ambicji dzieło. To prawie jak eurolager.

Paszner Brews Brothers

Legendarny Paszner na koszulce, to najpiękniejszy przypadek tego roku. Fot: Netflix

Początkowo planowałem napisać, że Brews Brothers dało mi pierwszy powód by ruszyć się z domu w trakcie kwarantanny, bo wszystko byłoby lepsze od siedzenia przed ekranem. Wtórna, męcząca breja wydzielin to za mało, by zatrzymać mnie na dłużej przy projekcji. Koniec końców, wszystko wynagrodziło jakże przyziemne i realne, słodko – gorzkie zakończenie. Spodziewałem się jakiegoś cliffghangera i ten tutaj zaspokoił mnie całkowicie. Choć serial okazał się kolejną, przeciętną netflixową papką z prostackimi dowcipami, jakie streamingowy gigant wypuszcza po kilka na miesiąc, nawet poczekam na kolejny sezon (jeśli w ogóle powstanie). Jako guilty pleasure sprawdzi się nieźle (raz na każdy odcinek bankowo się uśmiechałem), zwłaszcza dla ludzi z branży i fanów piwa. Dla całej reszty polecam raczej film Święto Piwa. Komicy z Broken Lizard robili taki sam chamski humor nieco lepiej już ponad dekadę temu.

BREWS BROTHERS
Prod: Netflix
Twórca: Greg Schaffer
Występują: Alan Aisenberg, Mike Castle, Carmen Flood, Marques Ray

PS: Scenariusz do serialu o piwnej rewolucji leży u mnie odłogiem już z roku. Halo Netflix, może chcecie zerknąć?


Wykorzystane w tekście materiały należą do Netflixa i zostały użyte na zasadzie prawa cytatu w celu oceny krytycznej dzieła.


Polub i obserwuj nas w social media!
Facebook | Instagram