Trzecie urodziny TAP HOUSE: relacja z imprezy

Tap House jest charakterystycznym punktem na mapie polskiego kraftu. Krakowski lokal służy za barowe okno na świat Pracowni Piwa. To tam pojawiają się eksperymentalne i limitowane piwa z browaru, po które przybywają fani rzemiosła z całego kraju. Dotarłem tam i ja, aby wziąć udział w 3 urodzinach pubu. Jednego byłem pewien – czekało na mnie mnóstwo emocji i mnóstwo wybitnych tytułów na kranach.

Tap House

Piątkowa wizyta w Tap House stanowiła dla mnie przedsmak krakowskich imprez (w sobotę odbyło się przecież warzenie Bloggera). I jak szybko się okazało, nie tylko ja wpadłem na podobny pomysł. Niedługo po przybyciu spotkałem Jurka z Jerry Brewery i Majkela z Chmielobrodego, którzy maraton degustacyjny rozpoczęli od pierwszej warki Mr. Hard’s Rocks. Trzyletnie piwo ułożyło się genialnie. Sam jednak zdecydowałem się na nieco lżejszą pozycję.

W międzyczasie pub zaczął się zapełniać i pośród spragnionych frykasów beergeeków, dało zauważyć się znajome twarze. Kopyr latał z kamerą, delegacje ludzi kraftu składały solenizantom życzenia, a za barem (obok radosnej ekipy), brylował Smakosz Grzegorz, będący od pewnego czasu integralną częścią Pracowni. Sam przysiadłem się do Jana z Piwnej Kompanii, z m.in. którym degustowałem większość pozycji wieczoru.

Bez Poreczka, czyli piwo urodzinowe było oczywistym wyborem na początek imprezy. Gose z dodatkiem bzu, porzeczek, buraków i ciemnych płatków pszennych musiało okazać się niebanalne. I tak też było – bardzo zaskakujące. Ciemnoczerwone, z wyraźnym, porzeczkowym, kwaskowym aromatem. Z wyczuwalną, delikatną solą, ziemistością buraka i nutami karmelowo – czekoladowymi. Lekkie, bardzo pijalne. Świetny przykład, żeby pokazać jak pokręcone może być piwo rzemieślnicze.

LAB 12, premierowy sour ale, zapowiadał się jako idealna pozycja na lato. Kwas z dodatkiem malin to dobry koncept, co pokazała uwielbiana przeze mnie Gamma z Pinty. Tutaj pomysł ten doprowadzono do perfekcji. Piękny, malinowoczerwony kolor zwiastuje czego można się spodziewać. Potężna dawka słodkich malin w smaku i aromacie. Dżem, wręcz konfitura, świeżo wyciśnięty sok, jak z babcinej kuchni. Całość przełamana kwaśnością o cytrynowym charakterze. Zdecydowanie najlepszy „zwykły” sour, jaki piłem w tym roku. Poezja.

Zimna Kawa – pod tym określeniem kryje się cold brew, dodatkowo nachmielony Simcoe. I choć chmiel nie dominuje, to sporo tu rześkości, może nawet kwiatowo – żywicznej. Bazą jest jednak pyszna, dość łagodna kawa o bardzo kremowym charakterze. Pyszne i do tego pobudzające.

Eksperyment TAPa 8, będący imperialnym BIPA, przepuszczono przez Randall, w którym znalazły się ziarna kawy i chmiel Simcoe. I w sumie odebrałem go jako alkoholową wersję Zimnej Kawy. Mnóstwo nut jest podobnych – dużo kawy, rześkości. Pojawia się także czekolada, lekka paloność. Chmiel wniósł cytrusy i żywicę. Smaczna, gładka kompozycja.

Impreza trwały do białego rana, mnie jednak czekało następnego dnia warzenie, więc dość szybko opuściłem gościnny lokal. Uprzednio zakupiłem jednak butelkę Pooki, której recenzja wkrótce pojawi się na blogu. Wychodziłem zachwycony – zarówno poziomem piw, jak i panującą atmosferą. Gdybym mieszkał w Krakowie, odwiedzałbym Tap House jak często się da. Mieszkam jednak kilkaset kilometrów na północ… Przynajmniej mam miejsce, do którego obowiązkowo udam się odwiedzając kiedykolwiek gród królów. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, oby tak dalej!