TOP 10: Piwa, które zmieniły moje życie

Rzadko kiedy bawię się w zestawienia, jeszcze rzadziej uczestniczę w łańcuszkowych czelendżach. Jednak w ostatnich dniach moją uwagę zwrócił trend pisania o najważniejszych, czy najciekawszych piwach życia. Zamiast czekać na nominację, siadłem do pisania. Stworzyłem ranking dziesięciu tytułów piwnych, które najbardziej wpłynęły na mnie i moje postrzeganie branży. Przed Wami pierwsze TOP 10 na blogu. Może któryś tytuł trafiłby i do Waszej osobistej klasyfikacji?

TOP 10

Pamiętajcie, że całość tekstu to moja, w pełni subiektywna opinia. Piwa, które szczególnie mi smakują nie muszą smakować Wam, a te których nie lubię nie muszę być dla Was nieprzyjemne. Wbrew słynnemu powiedzeniu, zapraszam do dyskusji o gustach. Pragnę zaznaczyć, że wszystkie miejsca na tej liście są równoważne i ułożone z grubsza w sposób losowy.


Budweiser Budvar

Nazwa: Budweiser Budvar
Browar: Budějovický Budvar

Zaczynam dość niespodziewanie, choć wprawni czytelnicy zauważą, że swój sentyment do tego słynnego lagera zdradzałem już wielokrotnie. Wszystko przez mojego dziadka, który zaszczepił we mnie pasję do poznawania piwowarstwa, a w przeszłości wielokrotnie odwiedzał Czechosłowację, także w celach konsumpcyjnych. W barwnych opowieściach roztaczał mit Budzia jako klasyki idealnej. Wiedzieliście, że w Budziejowicach istniała tradycja zamawiania 3 Budków i 1 Urquella? Tym ostatnim ceremonialnie myto ręce przed konsumpcją. Degustacje po latach rozwiały wyobrażenia smakowe, ale uczucie pozostało. Chyba nie muszę dodawać, po czyjej stronie jestem w wojnie Budweisera z amerykańskim Budem?



Rowing Jack

Nazwa: Rowing Jack
Browar: AleBrowar

Pierwszy rzemieślniczy podpunkt na tej liście nie może być zaskoczeniem. Od tego piwa zaczęła się moja przygoda z kraftem. I bardzo dobrze, trudno było wówczas o lepszy start. Rok 2012, ciepły miesiąc, Bydgoszcz, nieistniejący już sklep przy Gdańskiej. Miły sprzedawca opowiadający jakieś cytrusowe bajki o premierach z nowego browaru, z AleBrowaru. Zdecydowany zakup debiutanckiej trójki. I RJ na pierwszy ogień. To, jak bardzo otworzyły mi się oczy i co przed nimi stanęło, zobaczyć możecie w rekonstrukcji tutaj. Mix potężnego, nieznanego dotąd aromatu i mocnej, ale zachęcającej goryczki zrobił co do niego należało. Autentycznie odjęło mi mowę i wiedziałem, że chcę poznać tego więcej. Gdyby nie Rowing Jack, nie czytalibyście tego bloga. Wiecie do kogo kierować skargi w razie czego.



Nazwa: Smokey Joe
Browar: AleBrowar

Kolejna pozycja i znowu AleBrowar? Owszem. Choć mógłbym tu wstawić zarówno premierowe Black Hope, jak i Lady Blanche, to pity nieco później (i nieco po premierze) SJ zachęcił mnie do przestawiania granic. Kolejny świętej pamięci przybytek – dokładnie Instytut Piwa w Toruniu i butelka zakupiona za wysoką wówczas cenę czternastu złotych. Spora dawka torfu, która wydała mi się rzeczą równocześnie dziwną i kuszącą, ostatecznie przekonała mnie, że nie warto bać się żadnego piwa. Wtedy też utwierdziłem się w przekonaniu, że opcja poznania kraftu przez skok na głęboką wodę jest kapitalnym pomysłem.



Imperator Bałtycki

Nazwa: Imperator Bałtycki
Browar: Pinta

Nie mogłem pominąć w zestawieniu ojców polskiego kraftu i zapomnieć o najlepszym piwie z ich portfolio. To, jaką ciekawą i imponującą wariacją okazał się Imperator, wspominam do dziś. Bogactwo porteru, ocean czekolady i sztorm nowej fali zrobiły swoje. Wciąż jestem w stanie przyznać tamtej, pierwszej warce solidne 10/10. Dziś mogę żałować jednej rzeczy: że nie kupiłem sobie wówczas w Leclercu więcej niż jednej butelki. Cena poniżej 9 złotych i duży zapas na półce, młody człowiek i głupi… Idealny prezent na Gwiazdkę nigdy nie był tak blisko jak wtedy.



Nazwa: Piwo z Grodziska
Browar: Grodzisk

Istnieją różne typy powrotów. Kambek jak Dżejzi, powrót syna marnotrawnego, czy Return Of the King. Odrestaurowanie marki Grodzisk należy według mnie do ostatniej z wymienionych grup. Piwowarski skarb Polski Szampan, nasza zapomniana narodowa duma, wróciła do produkcji w wersji najbardziej właściwej i oficjalnej. Na szansę spróbowania prawdziwego Grodzisza czekałem dłużej niż na ponowne zobaczenie Kubicy w F1 i odrodzenie wielkopolskiego browaru bez wahania umieściłbym na liście najważniejszych wydarzeń kraftu. Z czasem okazało się, ze poza mną grodziskie lubi w Polsce jeszcze jakieś 15 osób. Mało, ale to i tak dwa razy tyle, niż 3 lata temu.



Nazwa: Guinness
Browar: St. James Gate

Kolejne, po Budziu, zagraniczne i w dodatku masowe piwo w zestawieniu. Cóż z tego! To po prostu niezmiennie smaczna klasyka, robiąca ogromne wrażenie swoją prezencją. To również jedna z dwóch pierwszych pozycji, jakie wypiłem w dzień osiemnastych urodzin. Tak inna od nijakich lagerów – aksamitna i kremowa. Zawsze, gdy chcę wypić piwo w miejscu bez kraftu, spokojnie mogę sięgnąć po Ginesika. Trudniej go ominąć, niż znaleźć współczesnych fanów grodzisza.



Nazwa: Rodenbach
Browar: Rodenbach

Jestem niemal pewien, że Rodzio był moim pierwszym kwasem wypitym w karierze. W dodatku jakoś niedługo po oficjalnej premierze Chateau z Artezana. Nie zdobył mojego serca od razu, co przyczyniło się ponadto do odpuszczenia zakupu naszego polskiego soura – wówczas 30zł za butelkę k w a ś n e g o p i w a brzmiało dość egzotycznie. Ta decyzja łapie się spokojnie do TOP 10 największych kraftowych błędów. Drugie podejście do Rodenbacha przekonało mnie już całkowicie i od tej pory zawsze będę po jego stronie w odwiecznej wojnie z Duchesse de Bourgogne.



Nazwa: Buba Extreme Cognac BA
Browar: Szałpiw

Ta perełka zadebiutowała na rynku niemal dwa lata temu. I to z siłą huraganu. Produkcja olśniewająca, wybitna, bezbłędna. To wiedziałem o niej jeszcze przed degustacją, więc gdy tylko rzucili do lokalnego sklepu po jednej butelce z każdego wariantu, na łeb na szyję popędziłem w celach zakupowych. Ledwo zdobyłem ostatni egzemplarz. Oj było warto. Buba Ex BA to klasa światowa w każdym aspekcie, pokazująca że możemy osiągnąć najwyższy międzynarodowy poziom. Zasłużone blogowe 10 na 10. Choć mogłem poczekać do panelu degustacyjnego i moją buteleczkę zostawić na daleką przyszłość.



Nazwa: Kustosz Tequila
Browar: ktokolwiek akurat robi to dla Biedronki

Nie mogłem pominąć tego śmiesznego, obrzydliwego koncerniaczka, dzięki któremu zaczęła się akcja #beeroffchallenge. Bez sensu jest wspominać tu o jego smaku, chyba że ku przestrodze. To jednak ten bohater posłużył do oblewania się w szczytnym celu. Kto by pomyślał, że taki gest rozkręci się do wielkiej zbiórki w celu walki z FAS. No i trzeba powiedzieć, że bez Kustosza nie mógłby powstać Old Ale BA z Przystanku Tleń. Swoją drogą, nigdy żółtemu Kustoszowi nie zrobiłem zdjęcia. Wybaczcie więc tę ohydną fotoszopkę.



Bobrokracja

Nazwa: Bobrokracja
Browar: Rzeka Piwa & Chmielokracja

Pezet jakeś sto lat temu rapował odkrywczo: pierwszy raz jest tylko raz w życiu. W istocie – tak samo z piwem, zwłaszcza z tym komercyjnym – swoje pierwsze pamiętać się będzie zawsze. Zwłaszcza, gdy te razy się nakładają – w końcu nikt nie zrobi przecież kolejnego pierwszego TDH w Polsce. Wypuszczenie na rynek Bobrokracji pokazało mi również, że warto dalej zajmować się kraftem, nie tylko słownie, ale i czynnie. Wierzę, że to początek pięknej przygody, słodem i chmielem płynącej. Kiedyś usiądę sobie i pomyślę: o tak, to Bobrokracja otworzyła nowy rozdział. Tymczasem zachęcam Was do jej spróbowania – butelki właśnie trafiły do sklepów. Ja jestem z niej dumny.

Tak oto prezentuje się wybrana dziesiątka piw. Zabrakło tu miejsca dla wielkiej liczby produkcji, takich jak toruńskie premiery Olimpu, Ostatni Projekt, Hardcore IPA czy wspomniane już Old Ale z Tlenia. Spokojnie mógłbym ułożyć nie TOP 10, a nawet TOP 25 – także równoważne. Nie chciałem też wspominać o piwach wybitnie złych czy szkodliwych dla branży. To temat na zupełnie inne zestawienia. I czuję w kościach, że prędzej czy później tu takie się pojawią. Pochwalcie się, jakie są Wasze najważniejsze piwa. Kto wie, może nadal ich jeszcze szukacie?


Źródła zdjęć: własne; materiały reklamowe marek; zpiwem.pl