Przez piwo do odkupienia. Panel z The Lost Abbey

The Lost Abbey. Amerykański browar z misją, otaczający swoje piwa mistyczną wręcz aurą. Jego produkcje wyróżnia nie tylko znakomita jakość, ale i spójna koncepcja, inspirowana piwowarstwem klasztornym. Na panelu zorganizowanym w bydgoskim Prolog9 miałem okazję spróbować sześciu trunków z Zaginionego Opactwa. Były to: Lost and Found, Judgment Day, Cuvee de Tomme, Serpent Stout, Angel’s Share i Deliverance. Czy rzeczywiście niebiosa stanęły przede mną otworem?

The Lost Abbey

Filozofia, jaką kieruje się Lost Abbey, nie tylko opiera się na tradycjach europejskich klasztorów, ale dotyka chrześcijańskiego mistycyzmu. Mamy tu przedstawienie warzenia jako cud zamiany wody w piwo, symbolikę (choćby krzyż celtycki), czy konflikt kraft vs koncern jako biblijną walkę dobra ze złem. Choć może wydawać się to zbyt patetyczne, jest niesamowicie spójne i doskonale współgra z warzonymi stylami. W kilku seriach, prowadzonych przez browar, powstają między innymi belgijskie klasyki, mocarne RISy i Barley Wine, czy piwa dzikie i dojrzewające w beczkach.

Podczas panelu spróbowałem pozycji z wszystkich trzech linii The Lost Abbey. Pierwsza, Year Round, to piwa dostępnych całorocznie. Druga, nazwana Seasonal, zawiera tytuły pojawiające się w konkretnych porach roku. Trzecia, czyli Non-Denominational jest najbardziej niezwykła – produkcje wyłamują się z ram konkretnych stylów i trafiają na rynek, kiedy nadejdzie ich czas. Sama nazwa ostatniej grupy stanowi ciekawe religijne odniesienie, oznaczając bezwyznaniowość. Jeśli nadal zbyt mało Wam symboliki, to każda z etykiet nawiązuje do zawartości butelki i odnosi się do motywów sakralnych.

Lost and Found

Nazwa: Lost and Found
Styl: Dubbel
Alkohol: 8% obj.

Jedna ze sztandarowych produkcji Lost Abbey. Dubbel warzony całorocznie, za którym stoi historia o odnalezieniu przez mnicha zaginionego manuskryptu. Barwa pomiędzy miedzianą a pomarańczową. Piana jasnobeżowa. W aromacie solidna baza zbożowa – chleb, melanoidyny. Dalej bakalie – wyraźne figi, ciemne winogrona i rodzynki. Zauważalna drożdżowość. W smaku podobnie – obok chleba, tostów i znikomego karmelu, sporo śliwek i fig, rodzynek. Pojawiają się estry, akcenty drożdżowe. Alkohol po ogrzaniu umiarkowany. Dobre, złożone piwo. Dwunasta pozycja na świecie w swoim stylu? Zasłużone. 7,5/10

Judgment Day

Nazwa: Judgment Day
Styl: Quadrupel
Alkohol: 10,5% obj.

Kolejna całoroczna pozycja. Uwarzona (podobnie jak Lost…) z dodatkiem rodzynek. Tytuł, podobnie jak czterej jeźdźcy apokalipsy na etykiecie to oczywista inspiracja końcem świata. Tu barwa ciemniejsza, jasnobrązowa. Piana drobnopęcherzykowa, wpadająca w beż. Aromat zdominowany przez bakalie, głównie rodzynki, daktyle. Trochę karmelu, zaskakujących nut kawy i drewna. Zauważalne nuty słodu, moim zdaniem monachijskiego. Smak to także różne suszone owoce – od brzoskwiń, przez śliwki do daktyli i rodzynek. Lekko likierowe, choć dość mało treściwe. Bardzo smaczne 8/10

Cuvee de Tomme

Nazwa: Cuvee de Tomme
Styl: Wild Ale BA
Alkohol: 11% obj.

Pierwszy bezwyznaniowiec wieczoru. Nazwa odnosi się do piwowara, Tomme Arthura. Piwo powstało przez roczne wyleżakowanie Judgment Day w beczkach po bourbonie, dodatek kwaśnych wiśni i fermentację dzikimi drożdżami. Ilustracja jednoznacznie odnosi się do Trwałości Pamięci Salvadora Dali. Barwa – ciemna miedź, wpadająca w czerwień. Aromat kwaśny, winny, lekko ziemisty. Po chwili pojawiają się wyraźne wiśnie, czy nawet słodkie czereśnie (razem z innymi, ciemnymi owocami). Na końcu ujawnia się wyraźna bourbonowa słodycz – z wanilią i daktylami. Nie obyło się bez lekkiej stajni. Smak równie bogaty, troszkę octowy, bardziej winny. Dużo wiśni, czereśni, śliwek. Dalej drewno, wanilia, bourbon. Finisz cierpki, ze stajennym posmakiem. Całość gładka. Światowe TOP 5 mnie nie dziwi. 9/10

Serpent's Stout

Nazwa: Serpent’s Stout
Styl: Imperial Stout
Alkohol: 11% obj.

Pozycja z grupy Seasonal, klasyczny stout imperialny. Na etykiecie kuszenie Adama. W szkle płyn praktycznie czarny, z ciemnobeżową pianą. W zapachu mnóstwo czekolady, kakao, belgijskich pralinek. Wyczuwalna lukrecja. Ciemne zboża, minimalny sos sojowy. Sporo popiołu. W ustach gorzka i deserowa czekolada, słodki mus pralinowy, kakao. Lekka kawa, czarne drewno, popiół i ciemne zboże. Konkretna paloność. Świetna pozycja, choć brakuje jej odrobiny balansu. 8/10

Angel's Share

Nazwa: Angel’s Share BBA
Styl: Barleywine BA
Alkohol: 12,5% obj.

Bezwyznaniowiec – niespodzianka, który pierwotnie nie pojawił się na liście panelowej. Angielski BW, leżakowany w beczkach po bourbonie. Statystycznie drugi najlepszy barleywine świata. Nazwa, jak i etykieta odnoszą się do anielskiej daniny – ilości whisky, która odparowuje podczas leżakowania. Barwa – ciemna miedź. Aromat – potężna dawka bourbonu – kokos, wanilia, bakalie, drewno. Dalej czekoladowe praliny i ciemne owoce, powidła śliwkowe. Karmel, melanoidyny. Smak powiela zapach. Mnóstwo wanilii, kokosu, ciasteczek, pralinek. Dużo suszonych owoców. Całość zdecydowanie słodka, oleista, wyklejająca. Wzorzec piwa BA. 9/10

Deliverance

Nazwa: Deliverance
Styl: Imperial Stout/Barleywine Blend
Alkohol: 12,5% obj.

Wielki finał. Blend dwóch potężnych piw w potężnych stylach. Serpent’s Stout Bourbon BA połączono z Angel’s Share w wersji Brandy BA (obecnie dostępnej jedynie w browarze). Motyw – ostateczna walka dobra ze złem. Barwa niemal czarna, z czerwonymi refleksami. W aromacie paloność – czekolada, praliny, kakao, zboże. Dużo suszonych wiśni, śliwek. Lekki karmel, tosty, melasa. Wyczuwalna, lekko winno – rodzynkowa brandy. W smaku dominuje czekolada i bakalie, trochę wanilii. Sporo owoców – przede wszystkim wiśni. Zbożowość: od słodowo – karmelowej do palonej. Minimalne drewno. Gładkie, odrobinę zbyt agresywne alkoholowo. Dość dobrze zbalansowane. Wspaniała produkcja. 9/10

Deliverance Lost Abbey

Ciężko wybrać mi najlepsze piwo wieczoru. Waham się między CdT, AS i Deliverance. Każde z nich to pokaz najwyższego kunsztu piwowarskiego. Umiejętnie dobrane składniki, nieszablonowe kompozycje i cierpliwość – to wszystko składa się na sukces końcowy. Wszystkie degustowane pozycje mogą zachwycać i zasłużenie stoją w absolutnej czołówce swoich stylów. Najciekawszym tytułem wydaje się być blend, który pokazuje jak wielki potencjał tkwi w kupażowaniu piw pomiędzy stylami. Zapewne w Polsce, w ciągu roku – dwóch doczekamy się podobnych eksperymentów. Czy na poziomie Lost Abbey? Bardzo bym chciał… Pozostaje mi żyć wspomnieniami z panelu i trzymać kciuki, by browar z San Diego przez długie lata przychylał nieba wielbicielom kraftu.