Beergoszcz, edycja II – relacja z imprezy

No i stało się. Druga edycja festiwalu Beergoszcz za nami. Trzydniowe święto piwa w stolicy województwa kujawsko – pomorskiego zakończone. Goście i wystawcy wrócili do domów, pozostały tylko wrażenia, wspomnienia i zakupione butelki piwa, czy browarowe suweniry. Działo się dużo, bo i spora była obsada minionej imprezy. Przy 35 browarach wybór trunków był porażający, a Bydgoszcz wreszcie otrzymała duże targi, na które tyle czekało. Dziś więc relacja, parę notek degustacyjnych i garść festiwalowych zdjęć.

Tak jak zapowiadano, przybyłe na miejsce browary zaoferowały gościom spory garnitur piw, w tym kilkanaście premierowych. Nie mogło zabraknąć oficjalnego piwa festiwalowego, ponownie uwarzonego przez mazowiecki browar Hopium. John Limon, czyli american wheat z limonką i bazylią okazał się bardzo lekkim i orzeźwiającym napojem, co było pozytywną  odmianą po ciekawej, choć zbyt ciężkiej Morelyn Monroe z zeszłego roku. Jaś Limonka bardzo dobrze sprawdził się w roli otwieracza imprezy.

Średnio za to przypadła mi do gustu nowość z Kingpina, Cajaneiro. Z założenia session IPA miała zbyt wyrazistą goryczkę i nieco za mało oczekiwanego owocu caja. Lepiej sprawdziło się Brett IPA z Pinty, które nadzwyczaj pozytywnie zaskoczyło wytrawnością. Jednym ze trunków, dla którego warto było wpaść na Beergoszcz był dla mnie Hapan, sour saison kolaboracji Wąsosz/Humalove: agrestowo – bakterią kwaśność kapitalnie połączono z bananowymi estrami i odrobiną przyprawowości, tworząc zabójczo dobrą mieszankę. Z całego serca polecam, póki jeszcze butelki stoją na półkach sklepowych. Inną ciekawą premierą, serwowaną na stoisku Prolog9, był Like On Nick z Pracowni Piwa – znakomicie klasyczny bitter, idealny wręcz do zapoznania się z tym tradycyjnym stylem. Coffee stout z toruńskiego Deer Beer to nowy synonim kawowej wyrazistości i udany początek nowej, ciekawej serii browaru.

Na premierach rzecz jasna asortyment się nie kończył – wśród innych piw, które próbowałem znalazły się smaczne Jamarillo z Birbanta, california common, które obok lekkiej cytrusowości wyróżnia się biszkoptową bazą. Bardzo gładkie okazało się również Old Ale z tegoż browaru, serwowane na festiwalu z pompy. Zostając przy starociach w nazwie – Old Lager z Doctor Brew zadziwił mnie zupełnym brakiem lagerowości. W ślepym teście postawiłbym, że to brown IPA. Dostępny przy stoisku Prologu9 asortyment browaru Bazyliszek przykuł moją uwagę na dłużej: HWDP to konkretny pszeniczny porter, wreszcie w wersji łączącej oba człony nazwy. Bardzo dobrze i orzeźwiająco wypadły też kwasy z warszawskiej inicjatywy – zarówno W malinowym chruśniaku, jak i Cherryniaków wzorowo orzeźwiały. Podobnie jak kapitalny Very bloody Berliner z aronią, próbowany na stoisku Piwnego Podziemia.

Trzy dni festiwalowe nie mogły się obejść bez odpowiedniego zaplecza kulinarnego. Czy w formie pokazów gotowania (coś dla ducha), czy w obecności sporej liczby food tracków (coś dla ciała). Bardzo do gustu przypadło mi danie z bydgoskiego Food Cartel – tortilla z kurczakiem, marynowanym w lagerze z Ciechana. Aromatyczne mięso w połączeniu z meksykańskimi dodatkami i odpowiednio mnie posiliło i smakowało dobrze. Mam nadzieję, że niedługo w końcu otworzą się na stałe.

Z pośród atrakcji programowych, sporo uwagi przykuł sobotni panel dyskusyjny, prowadzony przez zaproszonego, podobnie jak rok temu, Docenta. Rozmowa, w której udział wzięli: Piotr Andres z Browaru Osowa Góra, Michał Semrau z Przystanku Tleń, Małgorzata Bergmann z PSPD, Jacek Modrakowski, twórca Polskiego Kraftu i Grzegorz Durtan z browaru Deer Bear. Podczas ożywionej dyskusji debatowano nad dynamicznymi zmianami w postrzeganiu i dostępności kraftu w województwie, oraz zastanowiono się nad rozwojem dobrego piwa w kraju. Sporo emocji wzbudziło ogłoszenie wyników I beergoskiego konkursu piw domowych, oraz potyczka w PubQuzie – festiwalowej wersji znanej barowej zabawy.

Minusem i właściwie jedyną rzeczą, do której mogę się przyczepić, był poziom nagłośnienia. W zeszłym roku warsztaty i wypowiedzi słychać było  na terenie całej imprezy, tym razem jedynie pod sceną. Mam nadzieję, że w kolejnych edycjach będzie już łatwiej i dostępniej w tej kwestii.

Podsumowując, Bydgoszcz wreszcie doczekała się wielkiego, ogólnopolskiego festiwalu piwnego, z mnóstwem browarów, foodtrucków i interesującymi wydarzeniami. Trzymam kciuki, by jesienna edycja festiwalu Beergoszcz odbyła się w podobnym tonie i obsadzie. Możliwość spróbowania świetnych piw, spotkania i poznania pełnych pasji ludzi – piwowarów, browarników, czy po prostu gości szukających wartościowego piwa to moment, na który wielu w Bydgoszczy czekało. I ponad wszystko cieszy fakt, że największe festiwalowe kolejki ustawiały się do Browaru Osowa Góra.
Piwo wróciło do swojej małej ojczyzny i jeśli będzie chciało w niej pozostać, jestem jak najbardziej za.


PS: Serdecznie dziękuje i pozdrawiam wszystkie ekipy browarów, pubów i stanowisk, oraz piwnych gości, z którymi miałem okazję spotkać się i rozmawiać w trakcie festiwalu Beergoszcz. Wielka piątka za nieskończone pokłady pasji!
PPS: Miała być videorelacja, (a w niej cała masa wywiadów), ale dźwiękowo-techniczne kwestie rzuciły się cieniem na przygotowaniach i nic z tego nie wyszło. Ale start vloga z prawdziwego zdarzenia już tuż tuż…