Beergoszcz czyli (Nieoczekiwane pożytki z posuchy)

Po jednej stronie wagi: wielkie obawy, strach i niepewność. Nieufność wystawców, spowodowana niedawną klęską piwnego festiwalu w Łebie. Po drugiej ciche, choć wielkie nadzieje na udaną imprezę i spektakularny sukces. Jaka była prawda okazało się już pierwszego dnia, a szalę na stronę zwycięstwa przechyliła zaskakująca ilość osób, które odwiedziły pierwszy bydgoski festiwal piwa Beergoszcz.

Impreza wystartowała 19 września, punktualnie o dziesiątej. Przed halą Łuczniczka powoli otwierały się furgonetki z jedzeniem, a do kasy biletowej ustawiła się niewielka jeszcze wtedy kolejka. Jedni kupowali tylko bilety, inni (w tym ja) odbierali także zamówione szkło festiwalowe – dobrze zaprojektowanego, półlitrowego sniftera. Wielbiciele piwa i ciekawscy widzowie powoli zaczęli wypełniać halę. Obawy jednak mogła budzić skromna liczba stoisk piwnych, które zajmowały tylko połowę terenu wystawowego, a policzyć je można było na palcach obu rąk.

Około pół godziny po rozpoczęciu festiwalu ruszyły warsztaty sensoryczne, organizowane przez kujawsko – pomorski oddział PSPD, którym poświęcę osobny artykuł. Po powrocie ze szkolenia, w okolicach godziny 13, zwróciłem uwagę na sporą liczbę osób, które nie tylko ustawiały się d100_0153o poszczególnych stoisk z piwami, ale śledziły również pokaz gotowania w wykonaniu Gosi z bloga Piwny Lajfstajl, czy zmagania warzelnicze Bydgoskich Piwowarów. 100_0138

Panowie wzięli na warsztat extra stouta z wanilią i burbonem, chmielnego mokrymi szyszkami dzikej odmiany z Węgier. Pokaz trwał cały pierwszy dzień festiwalowy i obejmował kompletną pracę – od śrutowania słodu po fermentację. Ekipa chętnie odpowiadała na pytania widzów, zarówno wyjaśniając podstawy produkcji piwa, jak i kwestie zaawansowane.

Po trzynastej na scenę wkroczył gość specjalny – Docent, oficjalnie otwierając festiwal, a do hali zaczęły ściągać coraz to większe tłumy, formując coraz to dłuższe kolejki. Szczególnym zainteresowaniem cieszyło się stoisko browaru Hopium z piwem festiwalowym (które miało oficjalną prezentację) oraz połączone siły bydgoskiego multitapu – Prologu9 i Pinty. Także Stary Browar w Kościerzynie i Browar Trójmiejski Lubrow nie mogły narzekać na brak zainteresowania. Co ciekawe, sporo osób przyciągnęły też Browar Staropolski i sztandarowy bywalec jarmarków – Browar Koreb. Dla wszystkich zmęczonych spożywaniem słodowych trunków alternatywą byłą kawa i napoje na jej bazie, serwowane przez rzemieślniczą kawiarnię Post Coffice. Swoje stanowiska mieli także twórcy aplikacji Polski Kraft, sklepu dla piwowarów Homebrew.pl i RestoBaru Karramby – bydgoskiej restauracji, która posiada w ofercie piwa rzemieślnicze.

Około 16 rozpoczął się gwóźdź programu pierwszego dnia – panel dyskusyjny poświęcony kondycji i przyszłości kraftu w Bydgoszczy. W dyskusji udział wzięli: Docent, Gosia z Piwnego Lajfstalju, członkowie Bydgoskich Piwowarów i Polskiego Kraftu, a w roli gospodarza wystąpił Janek, twórca kultowej już facebookowej strony Bydgoska Piwna Pustynia. Wnioski z rozmowy były bardzo optymistyczne: choć nie było najlepiej, a Bydgoszcz pozostawała w tyle za innymi miastami, to jednak kultura piwa100_0131 rzemieślniczego w grodzie nad Brdą rośnie w siłę. Powstają nowe multitapy, sklepy, a te istniejące powiększają swój asortyment. Niedługo otworzy się nowy browar, mający swoje korzenie w piwowarstwie domowym, a kolejne (miejmy nadzieję) edycje Beergoszczy z pewnością będą przyciągać coraz większe rzesze osób.

Mówiąc o samym festiwalu, warto pochwalić organizatorów imprezy. Zadbali o odpowiednią promocję, zarówno drogą tradycyjną (poprzez plakaty), jak i internetową, co znalazło odzew w dużej liczbie zwiedzających. Jeszcze przed wieczorem zabrakło 100_0118opasek – biletów, których pula wynosiła trzy tysiące sztuk. Około dwudziestej, najdłuższe kolejki – do stoisk Prologu, Hopium i Kościerzyny ciągnęły się w sumie przez ponad połowę hali. Cały wieczór osób przybywało, wszystkie miejsca siedzące były zajęte, a tłumy wchodziły i wychodziły, by po degustacjach spróbować slow foodu i odwrotnie. Stanowiska gastronomiczne stanęły na wysokości zadania, szybko i sprawnie obsługując głodnych klientów. Wśród furgonetek – budek znalazły się i te z burgerami, i te z pizzą, a nawet z kiełbasą, francuskimi tostami, słowackim (nie węgierskim!) langoszem i kuchnią meksykańską. Ze względu na sporą frekwencję zakończenie pierwszego dnia przesunięto. Późnym wieczorem swoje podwoje otworzył Prolog9, gdzie rozpoczęło się after party.

100_0154

Początek drugiego dnia nie zachwycał warunkami atmosferycznymi – mżawka i niezbyt wysoka temperatura wpłynęły negatywnie na frekwencję, jednak przed czternastą (kiedy ukończyłem warsztaty sensoryczne) w hali pojawiło się więcej osób. 100_0182Sporą widownie przyciągnęły pokazy Gosi (połączone z degustacją), która tym razem przygotowywała piwne słodycze – beeramisu, kakaowe ciasto stoutowe i brzoskiwnie (nawiązujące do piwa festiwalowego) w piwnym karmelu. Każdy z tych smakołyków znalazł uznanie widzów (w tym moje) i zniknął z talerzy w mgnieniu oka. Następnie scenę zajął Paweł Tomaszewski, który umilał czas degustacji piwa koncertem gitarowym. Muzyka podczas festiwalu koncentrowała się na klasykach rocka i w bardzo przyjemny sposób komponowała się z atmosferą festiwalu.

PODSUMOWUJĄC
Możemy mówić o spektakularnym sukcesie, który przewyższył oczekiwania nawet największych bydgoskich piwnych optymistów. Ponad 5000 osób, w większym lub mniejszym stopniu znające świat kraftu spróbowało piw rzemieślniczych i zapoznało się z piwną kulturą wyższą. Podaną w przystępny, atrakcyjny sposób, w miłej, przyjacielskiej atmosferze, gdzie każdy mógł postawić pierwsze kroki i rozwinąć skrzydła w pasjonującym świecie piwa. Miałem okazję zamienić parę zdań z osobami, które pierwszy raz miały styczność z tego typu trunkami, a które z miejsca łyknęły piwnego bakcyla. Także wystawcy wyrazili chęć powrotu, a i pojawiły się głosy z nieobecnych browarów, które chętnie przybędą na planowaną wiosenną edycję. Warto podkreślić też dobry dobór piw – pojawiły się zarówno klasyczne style, nowofalowe i te, które przeznaczone były dla największych piwnych twardzieli. Jednym słowem każdy mógł znaleźć coś dla siebie, a obsługa poszczególnych stanowisk chętnie służyła radami, pomimo sporego obłożenia. Dużą rolę odegrał też Docent, rozmawiający z barmanami i browarnikami, prezentując i oceniając ich wyroby. Wiele stanowisk musiało udać się podczas nocy festiwalowej po dodatkowe partie piwa.

Bawiłem się znakomicie. Możliwość spotkania się z ludźmi pełnymi zapału i pasji z obu stron lady barowej to dla mnie czysta przyjemność oraz możliwość rozwoju. Trzymam kciuki za kolejne edycje festiwalu Beergoszcz, który przecież nie miał prawa się udać. A jednak to, co mogło przesądzić o jego porażce, stało się sukcesem – posucha i pustynia na kraftowej mapie Bydgoszczy doprowadziła do rozkwitu piwnej oazy.

Bardzo dziękuję wszystkim, z którymi miałem okazję porozmawiać podczas festiwalu: przedstawicielom stoisk i browarów, gościom i odwiedzającym. Serdecznie pozdrawiam organizatorów festiwalu za stanięcie na wysokości zadania i członków PSPD za świetne warsztaty. Szczególne podziękowania kieruję do uczestników panelu dyskusyjnego za możliwość dorzucenia swoich trzech groszy do merytorycznej dyskusji. I na koniec – wielka piątka dla każdego, kto odwiedził Łuczniczkę 19 i 20 września. Bez Was nie byłoby tego sukcesu!

100_0115

100_0097

100_0117

100_0135

100_0180

100_0152